wtorek, 30 września 2014

Rozdział 9

            - Robię wyjątek od zasady i rozdziewiczam dziewczynę. Ale wiem, że tego nie będę żałować - jego bokserki też znajdują swoje miejsce na podłodze. Nie umiem się na niczym skupić. Jestem jak w transie.
            Uśmiecham się delikatnie. Ma skupiony wyraz twarzy. Najwidoczniej rozważa coś. Wiem, że nie chce sprawić mi bólu. Ufam mu, chociaż nie znamy się długo.
            - Proszę..- dotykam dłonią jego policzka.
            - Jesteś gotowa - mówi bardziej do siebie. Imponuje postawą nade mną. Jest umięśniony i bardzo dobrze zbudowany. Ponownie rozsuwa moje nogi, które są miękkie od wrażeń. Lokuje się między nimi i sięga po prezerwatywy.
            Widzie jak rozdziera opakowanie i nakłada zabezpieczenie.
            - Rose, mogę przerwać. Tylko mi powiedz. - słyszę.
            Kręcę przecząco głową. Nie chce się odezwać, bo nie wiem w jakim stanie jest mój głos. Może piszczę? A jak coś gorszego? Wolę milczeć. Muska moje usta i zaczyna się poruszać. Niechcący gryzę go w dolną wargę. Boże jaka jestem głupia.
            - Boli cię, przepraszam skarbie.
            - W porządku - posyłam mu uśmiech.
            - Połóż nogi na moich plecach. Będziesz czuła większą przyjemność.
Analizuje jego słowa i niepewnie owijam jego pas nogami. Rzeczywiście, uczucie się zmienia. Czuje go dosadniej. Zamykam oczy, gdy mnie całuje. Tempo mamy wolne, ale odpowiednie. Przyjemność zaczyna ogarniać mnie całą.
            To mój pierwszy raz, a już gubię się w doznaniach. Jego bliskość jest tak błoga..
Zaczyna wykonywać okrężne ruchy. Teraz ociera się o każde wrażliwe miejsce we mnie.
Jęki opuszczają moje usta pokazując jak dobrze mi jest.
            - Tak, Rosemary. Dojdź skarbie.
Jego słowa pobudzają mnie i szczytuje. Drugi raz tego poranka. To uczucie mnie rozsadza. Matthew osiąga orgazm zaraz po mnie. Łapie ciężko powietrze kładąc swoje ręce nad głowę.
Mężczyzna wychodzi ze mnie i ściąga prezerwatywę.
            - Na dzisiaj wystarczy Rose. Mogę mówić do ciebie Rose, panno Travolt? - spogląda na mnie, kładąc się obok.
            Kiwam głową naciągając na siebie satynową pościel.
            - Dobrze się czujesz? - jeździ dłonią po moim biodrze. Jego troska jest bardzo miła.
            - Na prawdę jest dobrze - patrzę na niego. - Dziękuje.
            - Nie masz za co. Prześpij się - całuje moje czoła i opiera się na ręce. Mięśnie ramienia napinają się. Czuję się wyjątkowo. Jestem zmęczona, ale euforia w moim ciele dalej jest. Wiem, że powinnam iść do pracy, ale nie chcę o tym teraz myśleć. Harry mnie nie zwolni, gdy wezmę jeden dzień wolnego.
            - Przepraszam.. Jeżeli było ci źle..- mówię skrępowana.
            - Było cudownie. Przestań doceniać same swoje wady. To ja tu jestem ten popieprzony. Niedługo Sama się przekonasz - mówi cicho i opada na poduszkę. Popieprzony? Ale jak bardzo? Co to znaczy?                     Mam taki mętlik w głowie. Moje myśli biją się ze sobą, a ja
jestem coraz bardziej zmęczona. Och Matthew, jesteś moją obsesją.
            Patrzę na niego chcąc to robić jak najdłużej, ale sen wygrywa i odpływam. Gdy się budzę jestem sama w łóżku. Wszystkie ubrania z podłogi zostały pozbierane. Rozglądam się, a moją uwagę przykuwa zegarek na ścianie. Już po dwunastej.
            Przede mną na materacu leżą czarne, zwężane jeansy i bladoróżowa bluzka z rękawami 3/4. Wszystko z najlepszych sklepów. Znajduję tez bieliznę. Czarna z koronki, ale skromna.
            Biorę wszystko i udaje się do łazienki. Ubrana wychodzę chcąc znaleźć Matthew.
            Powoli schodzę po drewnianych schodach do kuchni. Już czuję zapach kawy. Wcześniej nie zdążyłam się przyjrzeć, ale teraz zauważam kolorowe obrazy na ścianach. Gustuje w sztuce.
Jest. Stoi przy wyspie w kuchni w samych spodniach i wygląda jak model.
            Na talerzu widzę omleta. Czy on nie umie czegoś robić? Gotuje, jeździ jak zawodowiec, zarządza tysiącami pracowników.
            - Ślicznie pachnie..
            - Obudziłaś się - odwraca głowę i posyła mi uśmiech.
            - Tak. Ubrania.. dzięki.
            - Nie masz za co. Usiądź. Zjesz coś i cię odwiozę.
            Zajmuje miejsce przy wyspie i jem omleta. Matthew siada obok mnie. Zapełniam żołądek. Byłam taka głodna.
            - Siostry?- pytam podnosząc naczynie do ust.
            - Nie mieszkam z siostrami - odpowiada od razu. No tak. Dom był duży, ale przecież pusty jak ostatnio tam byłam.
            - Cieszę się wiec, że mogłam skosztować twojego dzieła jako jedna z nielicznych..
            - Jako jedyna ze mną spałaś - mówi i po chwili zaznacza. - W łóżku całą noc
            - Och...czym zasłużyłam na taki przywilej?
            - Nie wiem Rosemary - podnosi kawę i bierze jej łyk. Nawet to robi seksownie. Co za facet. - Chciałem cię jako uległą. Dbałbym o ciebie. Płacił za zabiegi, zakupy, za wszystko co byś chciała. Musiała byś być dla mnie dwa dni w tygodniu. Wykonywała moje polecenia w pokoju zabaw, a jeśli nie została karana.
            Nie umiem zareagować inaczej jak dalsze siedzenie nieruchomo z otwartymi ustami.
Powoli analizuję to co do mnie powiedział. Pokój zabaw. Co tam jest? Co może tam robić? Nie wydaje mi się, aby miał tam gry planszowe i PSP. Jestem taka ciekawa, a jednak pełna obaw. Waham się, aby zapytać. Poza tym zastanawiają mnie kary. Jakby miał mnie karać? Bolałoby?
            - Mówisz rzeczy, które.. powodują u mnie mieszane uczucia
            - Rozumiem, że się mnie obawiasz - mówi powoli patrząc mi w oczy. - Ale ja jestem bardzo skomplikowany. Mówiłem, że nie chcę zrobić ci krzywdy. Ból może być też przyjemnością - podnosi dłoń z lady i kładzie ją na moim udzie.
            - Ból? Jak na przykład..
            - Pejcz. Klapsy. Podwieszanie. Kajdanki - wymienia obojętnie.
            - Matthew spóźnię się do pracy. - wstaje pokazując na zegarek. Musze do wszystko dokładnie sama przemyśleć. Przy nim nie jest to możliwe.
Nie jestem wstanie myśleć.
            - Już się spóźniłaś. Jest dwunasta, a do pracy masz na ósmą - patrzy na mnie niepewnie i również się podnosi. - Odwiozę cię. Chodź. Jak brzuch?
            - Dobrze, dziękuję.
            Kiwa głową i idzie na górę. Bujam się na stopach, trzymając przy sobie sportową torbę po wczorajszym treningu. Schowałam tam również sukienkę od Matthew. Mija dziesięć minut, a on ubrany jak nie on, schodzi do mnie. Zwykła koszulka i jeansy. Wygląda młodziej niż zwykle. Strój może zmienić człowieka. Obejmuje mnie w pasie i prowadzi do drzwi.
Zamyka za nami drzwi i wsiadamy do auta. Nie mogę przestać patrzeć się na mężczyznę obok mnie.
            On za to skupia wzrok na wyboistej drodze. Zmienia bieg wyjeżdżając na ulicę Londynu. W tym samym czasie przenosi rękę na moje kolano. Patrzę na to miejsce i obracam głowę w stronę szyby. Za dużo. Zdecydowanie za dużo. Miniona noc była cudowna. Teraz Matthew nie da mi już spokoju. Sam to zaznaczył. Zgodziłam się na układ, a teraz muszę przemyśleć konsekwencje. Parkuje pod księgarnią Stylesa dosyć gwałtownie.
            Wysiada i otwiera mi drzwi. Odpina wszystkie pasy, którymi byłam przypięta i podaje dłoń, pomagając wysiąść. Zeskakuje lądując tuz przed nim.
            - Nie będę cię na razie nachodzić. Chyba, że w konieczności. Jak juz będziesz gotowa to sama przyjdziesz.
            - Mam rozumieć... że mogę przyjść tylko w jednej sprawie?
            - Nie. Możesz przyjść w każdej sprawie. Dobrze o tym wiesz - przesuwa palcami po moim policzku, aż do podbródka.
            - Tak..- podnoszę wzrok i patrzę mu w oczy.
            - Zawsze jestem dla ciebie - całuje kącik moich ust.
            Przeszkadza nam Harry pukający w szybę. Mam przerąbane.
            - Pora na mnie. Dziękuję za wspólnie spędzony czas.
            - Mówisz do mnie jak do szefa - śmieje się i odsuwa. - Miłego dnia Rose - puszcza mi oczko i idzie do samochodu, którym po chwili odjeżdża.
            Wchodzę do sklepu przygotowana na kazanie. Wiem jednak, że Harry za dużo razy mi odpuszczał i być może teraz też to zrobi.
            - Z nim tak balowałaś do dwunastej? Zadzwonić nie łaska? - mężczyzna krzyżuje ręce. Patrzy na mnie, ale ja widzę w jego oczach rozbawienie.
            - Haaaazza...
            - No słucham? - unosi brew. Opiera się o regał z romansami.
            - Przyprowadzę ci tu jutro świetną łaskę a ty zapomnisz co?
            - Ty i matrymonialne sprawy? - odpycha się od mebla i mnie okrąża. - Gdzie jest Rosemary i co z nią zrobiłaś?
            - Mam dobry humor.
            - Bardzo się cieszę. Za kasę i z uśmiechem do klientów. Raz, raz.
            Bez słowa sprzeciwu robię co mówi. Dzisiaj siedzę do późna. Skupiam się jedynie na wpisywaniu nowych egzemplarzy do komputera. Nie chcę myśleć...Ale kurcze. Podwieszanie?
            Nie potrafię sobie tego wyobrazić a co dopiero ze mną w roli głównej. Co jeśli się okaże się że to jedyne wyjście by go zatrzymać?
            Ale sam naruszył swoje zasady dla mnie. Kochał się ze mną uczestnicząc w moim pierwszym razie. Pozwolił mi spędzić ze sobą noc. Zaprosił na randkę i traktował jak księżniczkę. I kto to są uległe?
            Wracam do domu na prawdę zmęczona. A może jednak później go oto zapytam. Na razie zostawię te wszystkie dręczące pytania. Wpisuję ostatnią książkę i zamykam laptopa. Wracam do domu naprawdę zmęczona. Zamykam za sobą drzwi bardzo cicho. Myślałam, że Alice śpi ale słyszę ją i Nialla z sypialni.
Zatykam usta tłumiąc okrzyk zaskoczenia. Jak ona może tak głośno? Ja nie byłam tak głośno. Jak myszka, a ona..
            - Kurwa Niall!

7 komentarzy:

  1. Hahahahahahahahahahahahahaha xd xd xd o moj boze leze i nie wstaje! Xd nie no rozwalilo mnie ostatnie zdanie oraz "Kurwa Niall!" Xd nie no jak zwykle zajebiste <3 mam motyli w brzuchu gdy widze ze pojawia sie nowy rozdzial nic na to nie poradze xd ;* :D haha swietne kochane i oby tak dalej! :* :D xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha suuper :D
    Czekam na nastepny i zycze weny :-)

    OdpowiedzUsuń