wtorek, 28 października 2014

Rozdział 12

            Przymykam oczy i rozwieram wargi. Z mojego gardła wydobywa się kolejny jęk, a on zagłusza go swoimi ustami. Z trudem oddaję pocałunki, bo czuję jak penetruje moje wnętrze swoim członkiem i to zupełnie mnie dekoncentruje.
            Jest tak cudownie…Czerpię przyjemność z każdego pchnięcia Matthew. Zaczyna przyśpieszać, a ja coraz głośniej krzyczę.
            - O mój Boże – powtarzam.
            - Jesteś blisko, więc dojdź – rozkazuje mi.
            To on tu decyduje. To są jego zasady. Ja muszę się przystosować. Moja klatka unosi się, a ja zamykam oczy i krzyczę. O tak…To przyjemne uczucie ciepła rozlewa się tam na dole.  Opadam na łóżko, a Matt kończy zaraz po mnie.
            Jego usta błądzą po mojej szyi zostawiając pocałunki. Tak mi błogo. Jestem zmęczona, ale spełniona. Mężczyzna podnosi się i uwalnia mnie.
            Z półprzymkniętymi powiekami przyglądam mu się. Jest piękny. I teraz mój. A ja…A ja jego.
            Delikatny dotyk na moim ramieniu, wybudza mnie ze snu. Powoli otwieram oczy, czując jak Matthew przesuwa palcami po mojej skórze, powodując miliony dreszczy przechodzące przez ciało. Cudowna pobudka – myślę odwracając się w jego stronę.
            Opiera się na ręce, a ja widzę jego napięte mięśnie. Wygląda tak bosko i świeżo. Figlarny uśmiech pojawia się na jego twarzy. Odwzajemniam go lekko się przeciągając.
            - Witaj Rosemary – nasze usta spotykają się w słodkim pocałunku.
            Mruczę zachwycona smakiem jego warg. Serce kołacze jak oszalałe, gdy pogłębia tą pieszczotę.
            - Witaj Matthew – odpowiadam, biorąc oddech. Mój głos zdaje się być bardziej piskliwy niż zawsze.
            Przylegam ciałem do jego ciała i uśmiecham się zadowolona. Gładzi moje plecy i całuje po włosach. Zaciągam się zapachem mojego mężczyzny, nie przejmując tym czy zdążę do pracy. Między nami panuje cisza, ale żadnemu to nie przeszkadza. Brunet spokojnie oddycha zanurzając twarz w moje włosy, a ja zamykam oczy.
            Jakie mam szczęście, że tu jestem? Że mogę dzielić z nim te przyjemności. Nie marzę o niczym innym jak zostać w tym łóżku na zawsze z Matthew. Za wszelką cenę chcę go poznać. Każdą wadę i zaletę. Mam nadzieję, że pozwoli mi na odrywanie siebie.
            Wczoraj zauważyłam jak się zmienia, gdy ma kontrolę. Jest inny. Tę stronę Matta też uwielbiam, ale chcę wiedzieć dlaczego. Dlaczego jego pasją jest seks. Taki seks. Powinnam zapytać? Nie jestem pewna czy będzie chciał mówić. Ale tak strasznie mnie to ciekawy. Cholera.
            - Na pewno jesteś głodna. Zrobię śniadanie i pojedziemy do pracy. Jest dopiero siódma – słyszę przy uchu. Całuje moją skroń i podnosi się ubierając.
            Przez chwilę obserwuję jego idealne ciało i znów sobie zazdroszczę. Matthew mruga do mnie wychodząc z pokoju.
~*~
Siadam przy stole i zaczynam jeść omlety. Mam jeszcze trochę czasu. Patrzę na Matthew, który w ogóle się nie odzywa. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o nim i jego rodzinie. O czymkolwiek. On mnie zna bardziej niż ja siebie. Wie bardzo dużo. Czas się odwdzięczyć.
- Matthew? – zaczynam szeptem.
Podnosi na mnie wzrok i bierze łyk pomarańczowego soku.
- Tak?
- Ktoś cię nauczył tego wszystkiego? No wiesz…Zabaw – mówię skrępowana.
Na moje policzku wchodzi rumieniec. Zawstydzona swoim pytaniem, spuszczam wzrok i wbijam go w uda.
- Tak – odpowiada, a ja nie potrafię na niego spojrzeć. – Moja nauczycielka w liceum, nauczyła mnie tego wszystkiego.
Mam w to uwierzyć?! Może po prostu chce mnie zbyć? To nie może być prawda…Molestowała ucznia? Tak to wygląda. Och, jestem głupia. Nic nie rozumiem.
Patrzę na mężczyznę, szukając u niego w oczach szczerości. Widzę ją. Chociaż jego twarz zastygła i nie ukazuje, żadnych emocji, to oczy wszystko zdradzają. Walczy ze sobą w środku, próbując zachować coś co ja bardzo chcę wiedzieć.
– Nauczycielka? – pytam bez tchu.
– Tak Rose. Była moją nauczycielką w obydwu dziedzinach, ale nigdy mnie nie dotknęła tak jak pewnie pomyślałaś – kończy temat. – Odwiozę cię. Sam mam zaraz spotkanie.
Podnosi się, zbierając talerze. Przeczesuję palcami blond włosy i zastanawiam się nad tym co mi wyznał. Opowiadała mu o swoim doświadczeniu w łóżku? Uczniowi, który na lekcji w dzień siedział wśród kolegów i słuchał teorii? Ale wierzę mu. Wierzę, że to jest tajemnicza prawda.
Wychodzimy z domu. Jestem zszokowana. Nie odzywam się całą drogę. W końcu podjeżdża pod księgarnię i wyłącza samochód. Wysiada i otwiera mi drzwi. Z jego pomocą robię to samo, ale gdy tylko jestem już w pionie zostaję przyciśnięta do drzwi auta.
- Rozpraszasz mnie… - Mówi Matthew i wpija się w moje wargi.
Oddaję pocałunki, a mężczyzna przyciska mnie bardziej do siebie. Odrywam się od niego w celu zaczerpnięcia powietrza. Patrzę w jego oczy. Są ciemnoszare z pożądania.
- Nie przygryzaj wargi. – Rozkazuje ostro i znów mnie całuje sam ją maltretując.
- Matthew… - Sapię między pocałunkami. – Musze iść… - Przyciska mnie do auta.
- Idź… - Nie przerywa swojego zajęcia.
- Jak? – Oddaję pocałunek i mężczyzna mnie puszcza.
- Do zobaczenia panno Travolt. Przyjadę po ciebie… - Daje mi szybkiego całusa i znika w samochodzie.
Patrzę jak odjeżdża kręcąc głową. Jest niemożliwy. Kieruję się do księgarni, w której czeka zniecierpliwiony Harry.
- Rose… - Zaczyna, gdy tylko wchodzę do budynku.
- Wiem. Przepraszam. Ostatni raz… - Patrzę na zegarek. – Hej! Nie spóźniłam się!
- Mnie to mówisz? – Pyta zaskoczony i powstrzymuje śmiech.
- No to czego ode mnie chcesz? – Ściągam palto i zawieszam je na haczyku w magazynie.
- Żebyś stanęła za kasą. - Uśmiecha się promiennie i znika w przedziale książek.
Co za człowiek… Najpierw niepokoi cię, że coś zbroiłaś, a później tak rzuca swobodnie… Stań za kasą! Bo dlaczego nie?
Dzień mi się strasznie dłuży. Nie ma żadnego wielkiego ruchu. Wpatruję się w tykający zegar. Sekunda za sekundą… minuta za minutą. Kwadrans za kwadransem. Godzina za godziną. Dochodzi piętnasta. W tym czasie zdążyłam posprzątać i rozpakować towar na zapleczu. Poukładać alfabetycznie wszystkie książki i pomóc kilku starszym panią, które niedowidzą. Szalenie niespotykana i… niebezpieczna rozrywka.
Biorę ubranie i żegnam się z szefem. Otwieram drzwi do budynku i widzę w nich Christiana.
- Co ty tu robisz? – Pytam zaskoczona.
- Też Cię miło widzieć… - Mówi i spuszcza wzrok.
- Czego chcesz?
- Porozmawiać. – Odpowiada i patrzy na mnie świecącymi oczami.
- No dobrze.
Wychodzimy na chodnik i kierujemy się do parku.
- Rose… ja chciałbym Cię przeprosić. - Zaczyna niepewnie.
- Przepraszaj.. – Zachęcam go.
Śmieje się i staje przede mną zagradzając mi drogę.
- Rosemary Travolt przepraszam za swoje zachowanie. To się już więcej nie powtórzy. Czy będziesz w stanie wybaczyć mi i dać się namówić na kino w sobotę? – Mówi przechylając głowę w prawo z wielkim bananem na twarzy.
- Zastanowię się… - Mówię z poważną miną i odwracam się na pięcie.
- No weź! – Łapie mnie za nadgarstek i gwałtownie odwraca przodem do siebie.
Śmieje się nie mogąc już więcej ukryć rozbawienia i wtulam się w tors przyjaciela.
- No przecież, że Ci wybaczam! Jak mogłeś w ogóle inaczej pomyśleć?!
- Uwierz mi, mogłem. – Jego mina wyraża ulgę. Powoli zaczyna do niego trafiać to co powiedziałam. – Dzięki Rose….
- Haha. – Nadal trzęsę się za śmiechu. W jednej chwili staję się znów poważna i unoszę rękę pokazując palec wskazujący do góry. – Ale kino w sobotę jest nadal aktualne… - Zaznaczam.
- Dla ciebie wszystko. – Przeczesuje włosy i głęboko oddycha.
- Co Ci? – Pytam.
            - Kamień spadł mi z serca. Nie słyszałaś jak obił się o chodnik? – Pokazuje na kostkę pod nami.
~*~
Przepraszam, za aż tydzień opóźnienia, ale straciłam poczucie czasu. Następnym razem stawię sobie przypomnienie. Zapraszam do dalszego czytania!

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 11

            Przygryzam wargę i opieram jedną dłoń o jego tors.
            - Chcę, żebyś była moja .
            - Chciałabym być twoja ale..
            - Tak?
            - ..ale nie mam pewności czy jestem odpowiednia.
            - Jesteś. Tylko pytanie czy chcesz wejść do mojego świata, w którym mam pięćdziesiąt odcieni.
            I znowu to pytanie. Chce? Biorę głęboki oddech i kiwam głową. Matthew kładzie ręce na moich biodrach. Pochyla się i łączy zachłannie nasze usta.
            Tak. Teraz mogę umierać. Przybliżam się nieznacznie i oddaje pocałunek. Czuję uśmiech Matthew podczas tego. Kończy mi się oddech, a mężczyzna odsuwa się.
            - Lepiej wsiądź do auta Rosemary, zanim cię w nim przelecę.
            Otwiera mi drzwi z czego od razu korzystam i do niego wsiadam. Zapewne jego groźby byłyby realiami. Nie chcę wątpić. Matthew jedzie na tor wyścigowy.
Jest tu masa ludzi. Słychać warkoty aut i dopingi kibiców.
            - Kibicujesz czy będziesz jechać ze mną? - pyta.
            - Chyba zostanę. - tchórze.
            - Dobrze - wysiada i otwiera mi drzwi. Pomaga wysiąść, a zaraz obejmuje w talii.       Wolnym krokiem podchodzi do mężczyzn, gdy ja idąc obok rozglądam się. Tyle ludzi. Telewizja. Inne media.
To głośna sprawa, ale chyba jak całe życie tego człowieka. A teraz w jakimś stopniu jestem jego częścią. Na tablicy dostrzegam listę zawodników gdzie widnieje jego nazwisko.
            - Zaprowadzisz panią w bezpieczne miejsce Josh. - wydaje polecenie mężczyźnie w garniturze.. trochę tu nie pasuje.
            - Przyjdziesz tam potem?- łapię kurczowo jego rękę.
            - Przyjdę maleńka. - uśmiecha się do mnie
            - Okay..- kiwam głowa i odchodzę ze wskazanym mężczyzną.
            Wszystko mogę obserwować stąd. Naprawdę czuję emocje. Siedzę za barierką dla osób vip .
            Widzę jak na starcie zaczynają ustawiać się auta. Obserwuje samochód Matthew. Zaraz od pistoletu oznaczającego początek mocno trzymam kciuki. Ruszają tak gwałtownie. Piach unosi się do góry. Gdy jestem w stanie znowu ich dostrzec są już daleko.
Wszystko jest nagrywane i widzę to na telebinach. Auto numer 12 obejmuje prowadzenie
Wszystko dzieje się bardzo szybko i chaotycznie.
            Ale za to mi się podoba. Zagryzam wargę patrząc na auto Matta, które po dwóch godzinach przekracza metę.
            Wygrał! Wstaje bijąc brawo jak reszta publiczności.
            Jestem bardzo zadowolona. Nie chciałam się zawieźć. Och, ale ma brudne auto. Całe w piachu.
            Wychodzi zadowolony z kaskiem pod pachą. I co widzę? Jak puszcza mi oczko. Właśnie mi.
            Uśmiecham się robiąc się cała czerwona. On tak strasznie mnie Zawstydza, a zarazem powoduje motylki w brzuchu. To zdecydowanie cudowne uczucie. Widzę jak wchodzi na podium i odbiera nagrodę. Dla niego to pewnie nic. Wpatruję się w niego i wiem, że on to całkowicie nie pasuje. Matthew White bez garnituru w starych spodniach, ale jednak z najlepszej półki. Ten człowiek mnie zaskakuje. Ściąga koszulkę i rzuca w tłum, a potem bierze mikrofon.
            - Wygrana jest dla mnie ważna i sama satysfakcja mi wystarczy. Pieniądze z nagrody pójdą na budowę szpitala dla dzieci chorych. Dziękuję wam za wsparcie. I tobie Rosemary.
            Czuje wzrok tych wszystkich ludzi i chce zapaść się pod ziemie. Tak, on mówi o mnie. Dobrze słyszycie, ale nie patrzcie się tak na mnie.
Znowu słychać brawa i wszyscy zaczynają się rozchodzić. Jedni wracają do domu a inni idą na after party.
            Matthew przychodzi do mnie jak obiecał. Przebrany w jeansy i błękitną koszulę.
            - Chodźmy Panno Travolt. Jedziemy na kolacje - wyciąga do mnie dłoń.
            Łapie za nią i od razu czuje się lepiej przy jego boku. Uśmiecha się i całuje mnie w czoło.
            - Jak było? - trzyma moją rękę w swojej większej i prowadzi do auta.
            - Byłeś świetny...jak zawsze zresztą.
            - Co za komplementy Rose.
            - To po prostu prawda.
            - Prawda jest taka, że mam ma ciebie straszną ochotę - mówi wprost do mojego ucha.           Jego Oddech drażni moją skórę. Odsuwa się i otwiera drzwi od auta. Wsiadam trochę zesztywniała. Nawet nie zauważam gdy ruszamy Droga mija w ciszy. Jestem za bardzo zajęta swoimi myślami. Czuje wzrok mężczyzny na sobie wiec posyłam mu uśmiech.
Też się do mnie uśmiecha. Nie jedziemy do restauracji. Droga prowadzi do jego domu.
Parkuje przed nim. Wysiada i otwiera przede mną drzwi.
            - Co byś zjadła?
            - Sałatka?
            - Jak sobie życzysz. - otwiera drzwi.
            Wchodzę do środka i poznaje bogate wnętrze. Idziemy od razu do kuchni.
Pomagam mu i razem robimy danie. Nie ubrałam się jakoś specjalnie, a i tak go pociągam. Sam tak powiedział. Uśmiecham się w duchu. Co ze mną zrobi? Dzisiaj do czegoś dojdzie?
Chciałabym żeby doszło. Ostatnio nie było widocznie bardzo źle.
Siadamy do stołu.
            - Wina?
            - Poproszę
            - Białe? Czerwone?
            - Białe.
            Wstaje i podchodzi do barku. Wyciąga kieliszek oraz butelkę alkoholu. Stawia je na stole i napełnia naczynia winem podając mi jedno z nich. Siada naprzeciwko i dalej jemy kolację. Bardzo dobrze się czuję. Wino, które pijemy musi być bardzo drogie. Zakładam nogę na nogę biorąc łyk trunku.
            - Jesteś gotowa? Chciałbym pokazać ci mój pokój zabaw.
            - Wydaje mi się że tak..
            - Więc chodź - podnosi się.
            Wstaje z opóźnieniem i podążam za nim po schodach. Nie byłam tam jeszcze. Matthew trzyma mnie za rękę. Idziemy na sam koniec długiego korytarza. Ciężkie drzwi otwierają się, a ja widzę pokój w kolorze brązu i beżu. Wraz z przekroczeniem progu owiewają mnie ponowne wątpliwości. A jeśli to będzie boleć? Widzę dużą komodę, ale nie mogę powiedzieć co w niej jest.
            Patrzę na mężczyznę nie wiedząc co ze sobą zrobić.
            - Ufasz mi? - pyta cicho.
            - Tak..- mówię szeptem.
            - Więc rozbierz się.
            - Tutaj?
            - Tak.
            Niepewnie zsuwam swoje buty, a następnie spodnie i bluzkę. Matthew ściąga koszulkę i podchodzi do mnie. Patrzę w górę szukając jego wzroku. Jest nieco chłodniejszy. Kładzie ręce na moich biodrach i przysuwa mnie. Nasze klatki zderzają się ze sobą. Denerwuje się ale tak ja mówiłam ufam mu. Pochyla się i całuje moją szyję. Cicho Wzdycham. Zagryzam wargę mocno starając się nie zrobić czegoś nieodpowiedniego.
            - Połóż się na łóżku Rosemary, a ja cię przypnę.
            - Po co?- wypalam.
            - Żeby sprawić ci przyjemność. Twoje nie kontrolowane ruchy mi to uniemożliwią . Nie wiem co powiedzieć wiec tylko kiwam głową i podchodzę powoli do łóżka. Ledwo Opieram dłonie o jasną narzutę, kiedy mój stanik zostaje rozpięty. Przeklinam w myślach i biorę głębszy oddech.
            - Jesteś piękna i już moja - całuje mnie po łopatce i zahacza palcami o dolna bieliznę.
            Za chwile znów będę przed nim całkowicie naga. Przecież juz mnie widział.. Nie mogę się krepować. Nie jego. Przecież tego chce. Pragnę go i jego bliskości.
            - Połóż się Rose.
            Robie co mówi czując skręcanie w brzuchu. Matthew odsuwa się i podchodzi do komody. Widzę jego umięśnione plecy. Nie mam pojęcia co może stamtąd wyciągnąć.
A nie. Po chwili widzę kajdanki. Mówił o nich. Po prostu mnie przypnie. To wszystko.
Zimny metal zamyka się na moich rękach i nogach Dreszcz przebiega przez moje ciało gdy zostaje całkowicie unieruchomiona. Ma nade mną całkowitą kontrolę . Ściąga koszulkę i spodnie. Nie mogę oderwać od niego wzroku. Chociaż obawiam się tego wszystkiego, wiem że mnie nie skrzywdzi . Ufam mu bardziej niż sobie samej Pochyla się i całuje mnie między piersiami Zagryzam mocno wargę czując jego usta na swojej skórze. Znów te dreszcze. Kładzie dłonie na moich udach i je masuje . Momentalnie słychać brzdęk metalu gdy chce podkulić nogi.
            - Leż spokojnie Rose. - Upomina mnie
            Łatwo powiedzieć. Zaciskam zęby. Wysuwa język i błądzi nim aż do złączenia moich ud. Zaczynam się kręcić jak tylko jest to możliwe.
            - Rose bo usztywnię cię jeszcze bardziej.
            - Przepraszam..
            - Jasne… Leż .
            - To trudne..- skarżę się.
            - Tak? - odsuwa się lekko i patrzy mi w oczy. Jego palce dotykają mojej kobiecości.
            - Tak..- mówię ciężej.
            - A dobrze ci?
            - Myhym..
            Rozsuwa zdecydowanie moje nogi.
            - Nie dam ci dojść tak łatwo.
            - Dlaczego?- czuje złość.
            - Bo nie słuchasz.
            - Przecież nic nie zrobiłam..
            - Och Rose. Żebyś się nie zdziwiła.
            - Proszę..
            - O co?- wsuwa palce w jeszcze ciasną szparkę .
            - Rób tak..- co ja wygaduje? To nie ja..
            - Tak jak teraz?
            - Tak.
            Wsuwa i wysuwa dwa palce. Robi to w rytmiczny sposób. Rozwieram wargi. Oddycham otwartymi ustami biorąc urywane wdechy. To jest nowe doznanie i zdecydowanie przyjemne. Zamykam oczy i oddaję się temu co robi ze mną Matt. Zaczynam jęczeć czując coraz większe napięcie. I nagle przestaje. Nic nie robi. Odsuwa się.
            - Nie..- nawet nie wiem kiedy to mówię. Jest mi potrzebny
            Wraca do moich ust. Przez chwilę jego język zacięcie walczy z moim, a później wsuwa palec do środka.
            - Ssij - szepcze.
            Marszczę brwi jednak zawstydzona robię co mówi. Mój smak. Słony, ale dobry. Patrzę na niego. Wzrokiem badam rysy twarzy. Nic nie umiem z nich teraz odczytać.
            - Mam w ciebie wejść? Powiedz czy tego chcesz - mruczy i znów mnie całuje.
            - Chce. - wzdycham w jego usta.
            - Jak bardzo skarbie?
            - Ogromnie, potrzebuje tego..
            Przesuwa palcami po moich żebrach. Później w dół, aż dotyka mojego kolana. To powolne tortury. Rozsuwa moje nogi na odpowiednią szerokość. Zdenerwowanie już odpłynęło. Czuje tylko podniecenie i jego bliskość. Jego błogą obecność. Podnosi się na rękach i nade mną zwisa. Nasze usta łączą się w jedność. Rozchylam wargi i mój język zaczyna walczyć z jego.
            - Masz uzależniające usta - mówi odrywając się ode mnie.
            - Ty również..- sapie.
            Przymykam oczy i chwilę później czuję go w sobie. Och, tak idealnie mnie wypełnia. Zadaje powolne, ale precyzyjne pchnięcia. Zaciskam się na nim całą sobą.
            Próbuję położyć ręce na jego barkach, ale ruch utrudniają mi kajdanki. No tak. Zapomniałam. Ale nie skupiam się teraz na tym, że jestem ubezwłasnowolniona.
            - Rose, maleńka – szepcze mi do ucha. – Jesteś idealna.

wtorek, 7 października 2014

Rozdział 10

            Próbuję przedostać się do pokoju wręcz bezszelestnie. Chyba słuchawki i muzyka będą dziś potrzebne. Jeszcze to trzeszczące łóżko...
            Po długich staraniach udaje mi się zasnąć. Sobota mija tak szybko, że nawet się nie orientuję. Na uczelni jest dużo roboty, a w domu uczę się do egzaminu na następny dzień. Nie jestem w stanie zająć myśli innymi sprawami. Z mokrym włosami siedzę na fotelu w salonie i czytam notatki.
            - Hej, mam ważne pytanie droga panno - do pomieszczenia wchodzi Alice.
            Brunetka siada na podłodze przede mną. Patrzy na mnie wielkimi oczami, bardzo ciekawymi.
            - Gdzie byłaś w nocy z czwartku na piątek?
            - Nic nie powiem bez mojego adwokata.
            - Rozumiem, że mam dzwonić po Nialla - dźga mnie palcem w kolano i zakłada ręce na klatkę. - Mów.
            - Byłam u niego..- szepcze.
            - U niego? - jej oczy powiększają się. - Żartujesz...
            Zagryzam wargę i delikatnie się uśmiecham. Przyjaciółka zakrywa usta ręką. Widzę, że się domyśla. Jest zszokowana. Ja jeszcze tez.
            - Nie jesteś juz...blond niewiastą? - mruga oczami.
            - Alice!
            - No co? - pyta głupio. - Opowiadaj. Jak było?
            - Świetnie. Było idealnie.
            - Może coś więcej? - popędza mnie ręką.
            - Ymm.. nie był do końca przekonany.
            - Przejęłaś inicjatywę? Nie wierzę!
            - Prosiłam go.
            - Och...Czyli jesteś z Matthew White' em?
            - Ja.. nie byłabym pewna.
            Chyba taka jest prawda. Nie wiem co dokładnie między nami jest. Nie określiliśmy się.
            - To znaczy?
            - Nie wiem. Po prostu nie wiem.
            - No dobra. Mam nadzieje, że będziecie razem. Wyglądacie tak słodko... - rozczula się.
            - Bez przesady..
            - Nie przesadzam. gdyby nie Niall to powiedziałabym, że zazdroszczę.
            - Tak. To chyba u nich rodzinne. To coś.
            - To coś - chichocze. - Zrobię nam kolację - podnosi się i znika w kuchni.
            Wracam wzrokiem do notatek i wszystko powtarzam. Przerywa mi przyjaciółka, z którą jem tosty. Nie rozmawiamy, bo skupiamy uwagę na filmie lecącym w telewizji. Później udaję się do siebie. Opadam na łóżko i sięgam po telefon. O mam wiadomość SMS. Od Matthew. Tylko skąd ja mam jego numer...Może mi wbił. No dobra, nie ważne. Czytam treść. "Powodzenia na jutrzejszym egzaminie skarbie".
            To takie kochane. Uśmiech gości na mojej twarzy a setce robi fikołka. Od razu odpisuje.  "Dzięki. To miłe, że pamiętasz. "
            Zaraz, czy ja mu w ogóle o tym mówiłam? - dociera do mnie. Chyba nie. Nie przypominam sobie. "Znam cały twój terminarz studencki Rosemary. Wybacz, jeśli pomyślisz ze naruszam twoją prywatność. " Dostaję odpowiedź.
            Podnoszę zdumiona brwi. Postanawiam nie odpisywać. Odkładam telefon na półkę i kładę się. Zdecydowanie lepiej jest zasypiać przy nim niż samemu. Ale jakoś odpływam.
            Stres bierze mnie dopiero rano. No tak. Egzamin. Nic fajnego. Siedzę przy stole i siłą wpycham w siebie kanapkę. Wolę coś zjeść niż zemdleć z głodu.
            - Alice idź tam za mnie..
            - Przecież ja też mam egzamin głupku - szturcha mnie i wyjada jogurt z kubeczka.
            - Nie dam rady.
            - Jasne, że dasz - zapewnia mnie..
            - Nie możesz tego wiedzieć.
            - Zawsze się denerwujesz przed testami, a potem i tak zdajesz bardzo dobrze - wzrusza ramionami i podnosi się.
            Kręcę głową. Ja swoje wiem. Obawiam się tego egzaminu jak każdego innego. Mam jednak nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.
            Po paru minutach przyjeżdża po nas Niall i odwozi każdą. Na drżących nogach wchodzę na uczelnie. Strasznie się denerwuje. Wchodzę do auli, gdy jest moja kolej
            Wykładowca zadaje pytania. Jedno po drugim. A ja powoli, lecz odpowiadam. Po prostu muszę się skupić. To wszystko trwa dwie godziny, aż wreszcie wychodzę i wpadam na twardy tors. Mój mózg dopiero po chwili rejestruje i rozpoznaje znajomą twarz.
Matthew unosi dłonie i kładzie je na moje ramiona.
            - Jak poszło panno Travolt?
            - Co ty tu robisz? - patrzę na niego.
            - Miałem spotkanie z dyrekcją. Za chwilę muszę jechać do firmy, ale czekałem na ciebie. Wszystko dobrze?
            - Tak, tak. - staje prosto i posyłam mu uśmiech.
            - Cieszę się. Chodź, odwiozę cię Rosemary.
            - Na pewno nie spieszysz się do firmy?
            - Zdążę cię odwieźć. Moja firma nie jest na odludziu - słyszę jego śmiech, gdy za mną idzie. Otwiera mi drzwi wejściowe.
            Opuszczamy budynek i zajmujemy miejsca w jego samochodzie. Mężczyzna rusza manewrując by wyjechać z parkingu.
            - Co będziesz dziś robić? - pyta uśmiechając się do mnie. Chyba ma dobry humor. To dobrze, prawda?
            - Myślałam tylko egzaminie wiec nie mam nic zaplanowane - tłumacze.
            - Masz może ochotę na obejrzenie wyścigów? - dziwne jest to jego pytanie.
            - Ty będziesz się ścigał?- pytam niepewnie.
            - Tak - przytakuje i zgrabnie parkuje między Audi a starą skodą przed moim blokiem.
            - Wiec chyba mogłabym ci pokibicować..
            - Czyli mam ci nie dawać spokoju? - puszcza mi oczko i śmieje się.
            Uśmiecham się pod nosem zawstydzona. Tylko on tak na mnie działa. Umie spowodować, że myśli odpływają.
            - Dzięki - odzywam się i otwieram drzwi.
            - A nie jesteś ciekawa o której przyjadę? - Unosi brew.
            - Przyjedziesz o...- patrzę na niego z nadzieją.
            - O siedemnastej.
            - Dobra. To...do zobaczenia.
            Pochyla się w moją stronę i składa pocałunek na moich spierzchniętych wargach. Odsuwa się z uśmiechem.
            - Do zobaczenia Panno Travolt.
            - Tak..- zamykam zadowolona drzwi i idę.
            Nie dość, że zdałam to jeszcze mnie zaprosił. I znowu mogłam poczuć jego usta.
Uśmiecham się i wchodzę do klatki. Szybko pokonuję schody.
            - Cześć - wpadam do mieszkania.
            - Cześć. Ja już dawno po, a ty tak długo - Słyszę Alice z kuchni
            - I jak?- dosłownie w podskokach do niej dopadam.
            - Zdałam. Ty chyba też, bo jesteś ucieszona - lustruje mnie wzrokiem.
            - Tak, udało się.
            - To super. Jedzonko - wyciąga z piekarnika półmisek z zapiekanką ziemniaczaną.
            - Alice..- przerywam cisze gdy jemy.
            - Wiedziałam, że chcesz mi coś powiedzieć - uśmiecha się szeroko.
            - Co u twojego brata?- nie wytrzymuje już.
            - Pytał o ciebie. Podobno nie odbierasz telefonów.
            - Pokłóciliśmy się.
            - Co znów zrobił?
            - Nieistotne..
            - Dlaczego?
            - Matthew zaprosił mnie dziś na wyścigi - zmieniam temat.
            - Na wyścigi? - patrzy na mnie zdziwiona.
            - Tak. Będzie brał udział.
            - Nieźle -Kiwa głową. Też bym nie pomyślała, że taki facet się ściga.
            - Idę się szykować. Pozdrów brata. - sprzątam po sobie.
            - Zadzwoń do niego.
            - Raczej nie.. wole nie - wyjaśniam.
            - Dobra, nie wnikam - unosi ręce do góry.
            Idę do siebie. Szykuje krótkie spodenki i kremową bluzkę. Wyciągam z szafki prostownice. Wkładam kabel do kontaktu i staję przed lustrem.
            Zaczynam prostować pasmo za pasmem. Musi być idealnie na spotkanie z idealnym facetem. Jestem gotowa o równej siedemnastej. Wyglądam przez okno i widzę jak opiera się o auto. Ma na sobie bojówki w kolorze khaki i koszulkę z 12 oraz logami sponsorów.
Poprawiam się jeszcze raz w lustrze i zbiegam na dół.
            Uśmiecha się do mnie. Szczerze.
            - Cześć - staje przed nim.
            - Cześć piękna.
            Mój uśmiech się poszerza i mocniej przyciskam do siebie swoją torbę. Obejmuje mnie ręką w talii i zdecydowanie przyciąga do siebie. Unoszę głowę, aby spoglądać w jego radosne oczy.