wtorek, 30 września 2014

Rozdział 9

            - Robię wyjątek od zasady i rozdziewiczam dziewczynę. Ale wiem, że tego nie będę żałować - jego bokserki też znajdują swoje miejsce na podłodze. Nie umiem się na niczym skupić. Jestem jak w transie.
            Uśmiecham się delikatnie. Ma skupiony wyraz twarzy. Najwidoczniej rozważa coś. Wiem, że nie chce sprawić mi bólu. Ufam mu, chociaż nie znamy się długo.
            - Proszę..- dotykam dłonią jego policzka.
            - Jesteś gotowa - mówi bardziej do siebie. Imponuje postawą nade mną. Jest umięśniony i bardzo dobrze zbudowany. Ponownie rozsuwa moje nogi, które są miękkie od wrażeń. Lokuje się między nimi i sięga po prezerwatywy.
            Widzie jak rozdziera opakowanie i nakłada zabezpieczenie.
            - Rose, mogę przerwać. Tylko mi powiedz. - słyszę.
            Kręcę przecząco głową. Nie chce się odezwać, bo nie wiem w jakim stanie jest mój głos. Może piszczę? A jak coś gorszego? Wolę milczeć. Muska moje usta i zaczyna się poruszać. Niechcący gryzę go w dolną wargę. Boże jaka jestem głupia.
            - Boli cię, przepraszam skarbie.
            - W porządku - posyłam mu uśmiech.
            - Połóż nogi na moich plecach. Będziesz czuła większą przyjemność.
Analizuje jego słowa i niepewnie owijam jego pas nogami. Rzeczywiście, uczucie się zmienia. Czuje go dosadniej. Zamykam oczy, gdy mnie całuje. Tempo mamy wolne, ale odpowiednie. Przyjemność zaczyna ogarniać mnie całą.
            To mój pierwszy raz, a już gubię się w doznaniach. Jego bliskość jest tak błoga..
Zaczyna wykonywać okrężne ruchy. Teraz ociera się o każde wrażliwe miejsce we mnie.
Jęki opuszczają moje usta pokazując jak dobrze mi jest.
            - Tak, Rosemary. Dojdź skarbie.
Jego słowa pobudzają mnie i szczytuje. Drugi raz tego poranka. To uczucie mnie rozsadza. Matthew osiąga orgazm zaraz po mnie. Łapie ciężko powietrze kładąc swoje ręce nad głowę.
Mężczyzna wychodzi ze mnie i ściąga prezerwatywę.
            - Na dzisiaj wystarczy Rose. Mogę mówić do ciebie Rose, panno Travolt? - spogląda na mnie, kładąc się obok.
            Kiwam głową naciągając na siebie satynową pościel.
            - Dobrze się czujesz? - jeździ dłonią po moim biodrze. Jego troska jest bardzo miła.
            - Na prawdę jest dobrze - patrzę na niego. - Dziękuje.
            - Nie masz za co. Prześpij się - całuje moje czoła i opiera się na ręce. Mięśnie ramienia napinają się. Czuję się wyjątkowo. Jestem zmęczona, ale euforia w moim ciele dalej jest. Wiem, że powinnam iść do pracy, ale nie chcę o tym teraz myśleć. Harry mnie nie zwolni, gdy wezmę jeden dzień wolnego.
            - Przepraszam.. Jeżeli było ci źle..- mówię skrępowana.
            - Było cudownie. Przestań doceniać same swoje wady. To ja tu jestem ten popieprzony. Niedługo Sama się przekonasz - mówi cicho i opada na poduszkę. Popieprzony? Ale jak bardzo? Co to znaczy?                     Mam taki mętlik w głowie. Moje myśli biją się ze sobą, a ja
jestem coraz bardziej zmęczona. Och Matthew, jesteś moją obsesją.
            Patrzę na niego chcąc to robić jak najdłużej, ale sen wygrywa i odpływam. Gdy się budzę jestem sama w łóżku. Wszystkie ubrania z podłogi zostały pozbierane. Rozglądam się, a moją uwagę przykuwa zegarek na ścianie. Już po dwunastej.
            Przede mną na materacu leżą czarne, zwężane jeansy i bladoróżowa bluzka z rękawami 3/4. Wszystko z najlepszych sklepów. Znajduję tez bieliznę. Czarna z koronki, ale skromna.
            Biorę wszystko i udaje się do łazienki. Ubrana wychodzę chcąc znaleźć Matthew.
            Powoli schodzę po drewnianych schodach do kuchni. Już czuję zapach kawy. Wcześniej nie zdążyłam się przyjrzeć, ale teraz zauważam kolorowe obrazy na ścianach. Gustuje w sztuce.
Jest. Stoi przy wyspie w kuchni w samych spodniach i wygląda jak model.
            Na talerzu widzę omleta. Czy on nie umie czegoś robić? Gotuje, jeździ jak zawodowiec, zarządza tysiącami pracowników.
            - Ślicznie pachnie..
            - Obudziłaś się - odwraca głowę i posyła mi uśmiech.
            - Tak. Ubrania.. dzięki.
            - Nie masz za co. Usiądź. Zjesz coś i cię odwiozę.
            Zajmuje miejsce przy wyspie i jem omleta. Matthew siada obok mnie. Zapełniam żołądek. Byłam taka głodna.
            - Siostry?- pytam podnosząc naczynie do ust.
            - Nie mieszkam z siostrami - odpowiada od razu. No tak. Dom był duży, ale przecież pusty jak ostatnio tam byłam.
            - Cieszę się wiec, że mogłam skosztować twojego dzieła jako jedna z nielicznych..
            - Jako jedyna ze mną spałaś - mówi i po chwili zaznacza. - W łóżku całą noc
            - Och...czym zasłużyłam na taki przywilej?
            - Nie wiem Rosemary - podnosi kawę i bierze jej łyk. Nawet to robi seksownie. Co za facet. - Chciałem cię jako uległą. Dbałbym o ciebie. Płacił za zabiegi, zakupy, za wszystko co byś chciała. Musiała byś być dla mnie dwa dni w tygodniu. Wykonywała moje polecenia w pokoju zabaw, a jeśli nie została karana.
            Nie umiem zareagować inaczej jak dalsze siedzenie nieruchomo z otwartymi ustami.
Powoli analizuję to co do mnie powiedział. Pokój zabaw. Co tam jest? Co może tam robić? Nie wydaje mi się, aby miał tam gry planszowe i PSP. Jestem taka ciekawa, a jednak pełna obaw. Waham się, aby zapytać. Poza tym zastanawiają mnie kary. Jakby miał mnie karać? Bolałoby?
            - Mówisz rzeczy, które.. powodują u mnie mieszane uczucia
            - Rozumiem, że się mnie obawiasz - mówi powoli patrząc mi w oczy. - Ale ja jestem bardzo skomplikowany. Mówiłem, że nie chcę zrobić ci krzywdy. Ból może być też przyjemnością - podnosi dłoń z lady i kładzie ją na moim udzie.
            - Ból? Jak na przykład..
            - Pejcz. Klapsy. Podwieszanie. Kajdanki - wymienia obojętnie.
            - Matthew spóźnię się do pracy. - wstaje pokazując na zegarek. Musze do wszystko dokładnie sama przemyśleć. Przy nim nie jest to możliwe.
Nie jestem wstanie myśleć.
            - Już się spóźniłaś. Jest dwunasta, a do pracy masz na ósmą - patrzy na mnie niepewnie i również się podnosi. - Odwiozę cię. Chodź. Jak brzuch?
            - Dobrze, dziękuję.
            Kiwa głową i idzie na górę. Bujam się na stopach, trzymając przy sobie sportową torbę po wczorajszym treningu. Schowałam tam również sukienkę od Matthew. Mija dziesięć minut, a on ubrany jak nie on, schodzi do mnie. Zwykła koszulka i jeansy. Wygląda młodziej niż zwykle. Strój może zmienić człowieka. Obejmuje mnie w pasie i prowadzi do drzwi.
Zamyka za nami drzwi i wsiadamy do auta. Nie mogę przestać patrzeć się na mężczyznę obok mnie.
            On za to skupia wzrok na wyboistej drodze. Zmienia bieg wyjeżdżając na ulicę Londynu. W tym samym czasie przenosi rękę na moje kolano. Patrzę na to miejsce i obracam głowę w stronę szyby. Za dużo. Zdecydowanie za dużo. Miniona noc była cudowna. Teraz Matthew nie da mi już spokoju. Sam to zaznaczył. Zgodziłam się na układ, a teraz muszę przemyśleć konsekwencje. Parkuje pod księgarnią Stylesa dosyć gwałtownie.
            Wysiada i otwiera mi drzwi. Odpina wszystkie pasy, którymi byłam przypięta i podaje dłoń, pomagając wysiąść. Zeskakuje lądując tuz przed nim.
            - Nie będę cię na razie nachodzić. Chyba, że w konieczności. Jak juz będziesz gotowa to sama przyjdziesz.
            - Mam rozumieć... że mogę przyjść tylko w jednej sprawie?
            - Nie. Możesz przyjść w każdej sprawie. Dobrze o tym wiesz - przesuwa palcami po moim policzku, aż do podbródka.
            - Tak..- podnoszę wzrok i patrzę mu w oczy.
            - Zawsze jestem dla ciebie - całuje kącik moich ust.
            Przeszkadza nam Harry pukający w szybę. Mam przerąbane.
            - Pora na mnie. Dziękuję za wspólnie spędzony czas.
            - Mówisz do mnie jak do szefa - śmieje się i odsuwa. - Miłego dnia Rose - puszcza mi oczko i idzie do samochodu, którym po chwili odjeżdża.
            Wchodzę do sklepu przygotowana na kazanie. Wiem jednak, że Harry za dużo razy mi odpuszczał i być może teraz też to zrobi.
            - Z nim tak balowałaś do dwunastej? Zadzwonić nie łaska? - mężczyzna krzyżuje ręce. Patrzy na mnie, ale ja widzę w jego oczach rozbawienie.
            - Haaaazza...
            - No słucham? - unosi brew. Opiera się o regał z romansami.
            - Przyprowadzę ci tu jutro świetną łaskę a ty zapomnisz co?
            - Ty i matrymonialne sprawy? - odpycha się od mebla i mnie okrąża. - Gdzie jest Rosemary i co z nią zrobiłaś?
            - Mam dobry humor.
            - Bardzo się cieszę. Za kasę i z uśmiechem do klientów. Raz, raz.
            Bez słowa sprzeciwu robię co mówi. Dzisiaj siedzę do późna. Skupiam się jedynie na wpisywaniu nowych egzemplarzy do komputera. Nie chcę myśleć...Ale kurcze. Podwieszanie?
            Nie potrafię sobie tego wyobrazić a co dopiero ze mną w roli głównej. Co jeśli się okaże się że to jedyne wyjście by go zatrzymać?
            Ale sam naruszył swoje zasady dla mnie. Kochał się ze mną uczestnicząc w moim pierwszym razie. Pozwolił mi spędzić ze sobą noc. Zaprosił na randkę i traktował jak księżniczkę. I kto to są uległe?
            Wracam do domu na prawdę zmęczona. A może jednak później go oto zapytam. Na razie zostawię te wszystkie dręczące pytania. Wpisuję ostatnią książkę i zamykam laptopa. Wracam do domu naprawdę zmęczona. Zamykam za sobą drzwi bardzo cicho. Myślałam, że Alice śpi ale słyszę ją i Nialla z sypialni.
Zatykam usta tłumiąc okrzyk zaskoczenia. Jak ona może tak głośno? Ja nie byłam tak głośno. Jak myszka, a ona..
            - Kurwa Niall!

wtorek, 23 września 2014

Rozdział 8

Gubię się. Nie mam pojęcia jak powinnam się zachować. Mówi, że nie chce mnie rozdziewiczać i wchodzić w ten układ, ale jednak wciąż pragnie.
Dlaczego się wycofuje? Czemu mi to robi?
            - Rozbierz się. - podaje mi koszulkę. To dużo za duży tshirt sportowy. - Nie skrzywdzę cię.
            - Gdzie jest łazienka?
            - Tam - pokazuje na drzwi obok szafy.
            - Dzięki. - znikam za drzwiami. Niepewnie ściągam długą suknie. Mam na sobie jedynie majtki. O Jezu... Naciągam koszulkę i zaciągam się boskim zapachem Jego.
Czy ja wariuje? Przecież chcę być tylko szczęśliwa. Przy nim na pewno tak jest. Są tak zwane motylki w brzuchu.
            Płucze usta i przeczesuje włosy palcami. Z walącym sercem wracam do sypialni.
Matthew otwiera okno. Jest ubrany tylko w bokserki. Czarne calvina Kleina. Widzę jego umięśnione ciało w okazałości.
            Jak posąg. Nie jest doskonały, ale idealny jak dla mnie.
A czy może być tylko mój? Mogę go jakoś przy sobie zatrzymać?
            - Nie ma szans żebyś to zrobił?- wyrywa mi się.
            Odwraca się do mnie. Pewnie wcześniej nie usłyszał, że weszłam. Z uniesioną brwią podchodzi do mnie. Łapie moje dłonie.
            - Masz do mnie tak duże zaufanie, aby oddać cnotę? - pyta wpatrując się w moje oczy.
            I nagle pewność siebie odeszła.
            - Ja.. chciałabym tego
            Przygląda mi się. Jego spojrzenie łagodnieje.
            - Dlaczego tego chcesz? Powiedz. Chciałbym wiedzieć.
            Zagryzam wargę i patrzę w bok z nadzieją, że znajdę tam jakąś sensowną odpowiedź, którą mogłabym mu powiedzieć.
Sama nie wiem co mogłabym...Chcę, żeby to był on. Wiem, że kiedyś mogę żałować, że się nie zgodziłam.
            - Czuje, nie umiem tego wyjaśnić rozumnie. Po prostu.. Czuje.
            - To ważna decyzja. Mówiłem. Nie chcę cię skrzywdzić, ale spełnię twoje życzenia.
            - Ja ją podjęłam.
            - Dobrze - głaszcze mój policzek. Znów czuję przyjemne ciepło bijące od niego. Mężczyzna wzdycha.
            - Ale nie dziś.
Chce zniknąć. Co za porażka. Jak zwykle musiałam się ośmieszyć.
            - Chodź. - prowadzi mnie do łóżka. Kładziemy się obok siebie. Czuję jak mnie obejmuje. - Wyobrażałaś sobie swój pierwszy raz?
            - Proszę, nie rozmawiajmy o tym.
            - Chcę wiedzieć jak chcesz, aby to wyglądało.
            - Nie wiem..- maksymalnie przytulam się do poduszki.
            - Postaram się coć wymyślić - głaszczę moje włosy.
            - Okay..- szepcze przyjmując bijące od niego ciepło.
            To miłe. Wcześniej zasypia łam sama w zimnym łóżku. Teraz leży obok mnie, a ja czuję się bezpieczna. Czuje jak spokojnie oddycha i przy tym zasypiam.
            Ciepłe promienie słońca, oświetlają moją twarz. Powoli otwieram oczy patrząc przez okno. Widok z wzgórza jest magiczny. Wszystko budzi się do życia w cudowny sposób. Światła po nocy gasną i wschodzi słońce. Słyszę ciche pomrukiwanie. Odwracam się i dostrzegam Matthew. No tak. Uśmiecham się delikatnie. Śpi bardzo spokojnie. Jego ręka dalej spoczywa na mojej talii.
            Obracam się na plecy i przypominam wczorajszy wieczór. Rozmowa była ciężka, ale w końcu coś ustaliliśmy. Będzie moim pierwszym. Nawet to brzmi jak jakaś papierkowa umowa. Ale nie przeszkadza mi to. Chce go.
Nie będę żałować. Będę jego i to mnie cieszy. Ale co może ze mną zrobić...
Nie drążę tego w głowie. Najdelikatniej jak tylko umiem podnoszę jego rękę i próbuję po cichu wstać.
Moje nogi stykają się z podłogą. Za duża koszulka sięga mi do ud.
Na palcach wchodzę do łazienki.
Wziąć prysznic? Może powinnam. Ale jak pomyśli ze panosze się w jego domu?
Jednak muszę się odświeżyć. Ściągam koszulkę i majtki. Wchodzę pod przeszklony prysznic i puszczam strumień gorącej wody. Zamykam oczy, a głowę odchylam do tylu. Pozwalam się zrelaksować. Nakładam jego szampon i płyn do ciała. Świetnie pachną.
            Moja kąpiel nie trwa długo. Owijam się ręcznikiem i cicho wychodzę. Jednak Matthew nie śpi. Podpiera się na rękach Zaspany i zdezorientowany. Na mój widok od razu się uśmiecha.
            - Nie chciałam cię budzić..- wskazuje na drzwi od łazienki.
            - Nie obudziłaś mnie. Bardziej myślałem, że uciekłaś.
            - Nie zrobiłabym tego - marszczę brwi.
            - Po tym co ci powiedziałem, miałaś prawo
            - Przyjęłam to do wiadomości.
            - Chodź do mnie.
            - Tak?- pokazuje na ręcznik.
            - Tak. Chodź.
            Powoli podchodzę do łóżka i siadam na jego brzegu. Matthew przyciąga mnie nieco bliżej. Jeździ ręką po moich plecach. Uśmiecham się do niego dyskretnie ściskając ręcznik.
            - Mieszasz w moim życiu Rosemary.
            - Powiedz i wyjdę..
            - Ale ja nie chcę, żebyś odchodziła.
            - Cieszę się..
            - Nie wiesz co cię czeka - przewraca nas gwałtownie i jest nade mną.
            - Wiem - patrzę na jego twarz przełykając ślinę
            - Nie masz pojęcia.
            - Wiem - przyznaje.
            - Więc co takiego?
            - Wiem, że nie wiem - wyjaśniam z uśmiechem.
            Przygryza moją wargę, a potem mnie czule całuje. Oddaje pieszczotę z wielką przyjemnością. On się uśmiecha. Trzyma dłonie na moich udach. Czuje jego dotyk na mojej skórze.
            - Mam dla ciebie świeże rzeczy. Przewidziałem to.
            - Nie trzeba było.
            - Trzeba.
            - Wiec dziękuje.
            - Wiesz, że teraz będę bardzo zazdrosny - przymruża oczy i znów nasze usta mają styczność.
            - Nie będziesz miał o co. Mnie nie dotyczą takie rzeczy.
            - Nie? Christian Tomlinson.
            - On.. wyjaśniliśmy sobie wszystko - gasnę na wzmiankę o nim.
            - I wszyscy inni mężczyźni, którzy oglądają się za twoim tyłkiem.
            - Nie w moim przypadku. Na prawdę. Jestem niegroźna..
            - Uwielbiam cię, ale musisz wstać bo będziemy mieć problem. I zerżnę cię w tym łóżku.
            Moje usta otwierają się gdy jego słowa wprowadzają mnie w osłupienie. Odrywa się ode mnie i kładzie obok. Czy on właśnie to powiedział? Pragnie mnie? Teraz? Do głowy wpada mi szalona myśl.
            - Wiec może zostaniemy jeszcze chwile..?- ledwo mnie słychać.
            - Dla mnie? Możemy zostać. Ale nie wiem jak ty - mruczy.
            - Okay - całuje go nieśmiało.
            Wsuwa język do moich ust. On oddaje pocałunek z dużo większą siłą. Wzdycham gdy zaczyna walczyć z moim. Dłoń Matthew rozsuwa moje nogi. Jego palce dotykają wnętrze moich ud. Zaciskam je automatycznie robiąc się czerwona.
            - Jeśli chcesz możemy poczekać.
            - Ja tylko...już nie będę. Przepraszam.
            Patrzy na mnie łagodnym spojrzeniem. Całuje moje usta. Tak idealnie się ze sobą łączą.
            - Nie masz za co. Wiem, że nie jesteś doświadczona w takich sprawach.
            - To okropne. Nie dziwie się, że nie chcesz.
            - Słucham? - Marszczy brwi zdezorientowany. - Pragnę cię. Chcę cię uczyć tego wszystkiego. Chcę, żebyś czerpała przyjemność.
            Patrzę na niego niepewna jego słów. To dla mnie dużo. Od wczoraj wiele się wydarzyło. Każde wyznanie jest dla mnie ważne.
            - Czuje się przy tobie dobrze.
            Mówię w końcu
            - I tak właśnie ma być.
            Pragnę go wiec, dlaczego cały czas to blokuje? Jestem na siebie zła. Czuję jak całuje moją szyję. To tak bardzo przyjemne. Przenika całą mnie. Nieświadomie puszczam ręcznik.
Odsuwa materiał i zostaję pod nim naga.
            - Dogodzę ci - mruczy seksownie do mojego ucha.
            Czuje potrzebę zasłonięcia się, ale nie zrobię tego. Nie teraz, nie z nim. Nie mogę się wstydzić. Tak bardzo tego chciałam. Zagryzam wargę czując jego ciało tak blisko. Pragnę ponownie posmakować jego ust. Ale on już jest niżej. Wyznacza ścieżkę między moimi piersiami. Oddech mężczyzny drażni moją skórę. To piekielnie dobre. Sprawia, że zapominam nawet o tym, że widzi mnie nagą.
            Moje myśli odpływa ja daleko. Jestem tylko ja, Matthew i jego usta. Obezwładnia mnie całą. Wysuwa język i krąży nim wokół mojego pępka. Och...tylko tyle...aż tyle.
Oddech znacznie przyspiesza. To jest takie erotyczne. Zasysa skórę i zjeżdża ustami niżej. Czuje napięcie i gorącą atmosferę miedzy nami. Nigdy nie byłam z mężczyzną w łóżku, wiec to wszystko jest zupełnie nowe. Każdy jego ruch jest dla mnie zagadką. Właśnie teraz czuję go przy płatkach kobiecości. W ostatniej chwili powstrzymuje się przed zatrzymaniem go. Przecież nie mogę tego przerwać.
            Biorę głęboki oddech i zamykam oczy. Delikatnie się denerwuje, ale próbuję odprężyć. Język bruneta zatacza kółka.
            - Ach..- wyrywa mi się.
            Zaciskam dłonie na materiale białego prześcieradła. Pieści mnie powoli i z wyczuciem. Nie kontroluje, gdy nagle moje biodra wprawiają się w ruch.
            - O tak maleńka, zaraz dojdziesz - odrywa się na moment.
            - Zrób to..- dlaczego nie przejdzie do rzeczy?
            - Za chwilę. Wybuchnij - szepcze i czuję dwa palce przy swoim wejściu, a zaraz w środku.
            Dosłownie sekundę później moje ciało wygina się w łuk a ja dochodzę. To dziwne uczucie. Po raz pierwszy czuję coś takiego. Wybuch. Fala ciepła. Wszystko na raz. Osobisty raj na ziemi. Oddycham szybko i urywanie.
            Matthew odnajduje moje usta i pieczętuje to pocałunkiem. Zsuwa swoje dresy Zatracam się w pocałunku by nie myśleć o tym co za chwile nastąpi. Jestem świadoma bólu, ale teraz przyjemność pochłania moje ciało. Łapie go za kark. Nie ważne co jest odpowiednie. Chce go całą sobą.

wtorek, 16 września 2014

Rozdział 7

            - Zapraszam cię na kolację Rosemary.
            - Bardzo chętnie - wyduszam zaskoczona.
            - Cieszę się - posyła mi uśmiech.
            - Ja również
            - To czemu się nie uśmiechasz?
            - Ja..- jąkam się.
            - Tak?
            - Nic. - gorzej już nie będzie.
            - To się uśmiechnij. Ja to robię.
            I to nieziemsko. Biorę oddech i posyłam mu na pewno wyglądający jak grymas uśmiech.
            - Pięknie. Idziemy maleńka.
            Rumienie się na określenie jakiego użył. A on jest zadowolony z tego jak reaguje. Bierze mnie za rękę i sprowadza na dół. Opuszczamy jego willę i wsiadamy do auta.
            - Dziękuję – mówię, gdy parkuje pod moim domem.
            - No leć po rzeczy - Popędza mnie.
            - Na prawdę nie warto zachodu.
            - Idź - warczy.
            Zmieszana wychodzę i wracam z torbą. To dziwne, że tak szybko zmienia humor. Mam nadzieje, że to chwilowe. Podwozi mnie pod hale.
            Wychodzę i kieruje się do szatni.
Jestem pełna ekscytacji. Zaprosił mnie na kolacje. Mnie! Staram się skupić na treningu. Jest dosyć ciężki. Mięśnie ściskają się utrudniając mi oddech. Boje się? Nie wiem. Nie rozumiem co dokładnie ma na myśli.
            Nie podejmuje więcej tematu. Nie odzywa się po prostu. Droga jest piaszczysta i pomimo ciemności, dla Matthew nie jest to nic trudnego. Wyobrażam sobie jak to auto musi być brudne. Gdy zatrzymuje się po godzinie dostrzegam efekty trasy. Boje się? Nie wiem. Nie rozumiem co dokładnie ma na myśli..
            - Chodź - bierze mnie na ręce. Jest tu piasek
            Kierujemy się na schody, które prowadzą do domu na wzgórzu Uspokajam rytm swojego serca i z całych sił staram się nie patrzeć na jego twarz. Chowam się w jego szyi. Poprawia mnie niosąc na górę.
            Muszę być ciężka, a on ma tyle schodów. Dyskretnie zaciągam się zapachem jego skory i perfum. To coś upajającego. Mogłabym to wdychać codziennie.
            Słyszę otwieranie drzwi i znajdujemy się w środku. To drewniany domek piętrowy. Jest kominek oraz barek. Na stole czeka kolacja. Jestem pod ogromnym wrażeniem.
            Matthew obejmuje mnie w talii i uśmiecha się.
            - Nie szykowałem kolacji dla żadnej kobiety.
            Czerwienie się słysząc to i jedynie delikatnie uśmiech. Bo co miałabym powiedzieć?
Uśmiecham się.
            Prowadzi mnie do stołu i odsuwa krzesło.
            - Dzięki - siadam. Mężczyzna nalewa wina i zajmuje miejsce na przeciwko mnie.
            - Nie umawiam się na randki - patrzy na mnie uważnie. - Az do dziś.
            - Och..
            - To jest duże Och. Jeśli nie zrezygnujesz nie dam ci spokoju.
            - Zapamiętam..
            - A jak się zgodzisz to na zabawę.
            - Zabawę?- unoszę brwi rozbawiona.
            Kiwa głową cały czas nie spuszczając ze mnie wzroku.
            - Ostrą zabawę.
            Chyba nie do końca jestem pewna co ma na myśli. W końcu może mówić o różnych rzeczach. Waham się zapytać. Ale Matt to wyczuwa. - Chodzi o seks.
            Z nagłą trudnością połykam zawartość jedzenia w moich ustach. Przybieram niewzruszoną minę.
Seks... Co on ma tak dokładnie na myśli.
            - Nie chodzi o jednorazową noc ani o wykorzystywanie cię. Chodzi o dawanie przyjemności nam obojgu.
            - Nie jestem przekonana czy rozumiem...
            - Czego nie rozumiesz?
            - Do czego zmierzasz..- chyba szepcze.
            - Do tego, że byłabyś moją kobietą.
            O boże. On mnie chce. Właśnie to powiedział.
            Zaskoczona siedzę przez chwile nie wiedząc co mam powiedzieć. Dla mnie ta informacja jest niemalże nierealna. Nie pomyślałabym, że mogę mu się podoba a on mnie pragnie. Matthew White mnie pragnie jak mężczyzna kobietę.
            - Ja?
            - Tak. Ty Rosemary - mówi wolno.
            - Zaskoczyłeś mnie.
            - Domyślam się.
            - Oczekujesz teraz ode mnie odpowiedzi?- czuje się zmieszana.
            - Tak.
            - Ymm.. ja..
            - Po kolacji pojedziemy do ciebie. Prześpisz się z tym i jeśli się zgodzisz, pokaże ci mój pokój zabaw.
            - Okay..
            Bierze moją dłoń i całuje. Tym razem jego wargi dłużej stykają się z moją skórą.
            - Nie jesteś dziewicą, prawda? - pyta prawie retorycznie.
            Moje oczy rozszerzają się a ja chce zapaść się pod ziemie.
            - Mała..
            Odwracam wzrok i mocno zagryzam wargę. Rumienie się i to pewnie mnie zdradza. W końcu patrzę na Matthew, który jest zszokowany.
            - Jakoś nigdy..
            - To wszystko wyklucza - Puszcza moją dłoń.
            - Co.. nie.- nagle ogarnia mnie panika.
            Chce mnie zostawić. Już nie chce. Dlaczego...
            - Przepraszam..
            - Co? - patrzy na mnie. - To nie twoja wina. Po prostu nie możemy pójść na taki układ, kiedy jesteś dziewicą. To oddasz temu…
            - Rozumiem.- próbuje brzmieć normalnie.
            - Jedynemu - kończy.
            - Robi się późno..- zauważam. Czuje się dziwnie źle.
            - Jedz. Musisz zjeść. Potem cię odwiozę - widzę po nim, że jest zmieszany. Jakby walczył ze sobą.
            - Na prawdę wole..- wstaje odsuwając krzesło.
            - Siadaj - warczy. - Jedz, albo sam cię nakarmię.
            Siadam lekko przestraszona Kończę kolacje. Ledwo co przełykam. Jestem zdenerwowana i zmieszana. Matthew nie sprząta, tylko bierze mnie za rękę. Prowadzi do wyjścia, ale nagle przyciera mnie do ściany obok drzwi.
            - Muszę...Muszę cię pocałować - szepcze patrząc na moje usta.
            Kiwam głową patrząc mu w oczy. Dotyka palcami mojej dolnej wargi, a potem błądzi nimi po policzku. Mój oddech jest urywany. Nie wytrzymuje. Odpycham się rekami od ściany i dosięgam jego warg.
Znów mnie przypiera. Nasze usta łączą się w namiętnym pocałunku. Czuć to tak dobrze, tak cudownie. Tego pragnęłam. Marzyłam i wyobrażałam. Już boję się pustki po wyjściu.
Trzyma moje ręce mocno w swoich. Jego kolano rozsuwa moje nogi. Usta dalej przylegają do siebie. Wsuwa palce w moje włosy. Czuję euforię w całym ciele. Nigdy jeszcze całowałam się z mężczyzną. Tym bardziej takim. Mającym to w jednym palcu.
            Odwracam lekko głowę, gdy czuje brak powietrza. Jego przyspieszony oddech owiewa moją szyję. Składa na niej drobne pocałunki. Przymrużam oczy z przyjemności jaką odczuwam. Powoli wraca do moich ust. Tym razem całuje je z namaszczeniem. Powoli.
Oddaje to najlepiej jak tylko jestem w stanie. Mężczyzna opiera dłonie po obu stronach mojej głowy. Te pocałunki są takie cudowne. Wszystko dookoła znika  Z obawą, że zrobię to nieodpowiednio kładę dłoń na jego policzku.
Jestem dziś szczęśliwa. Upajam się ulotnymi chwilami.
            - Dziękuję..- szepcze, gdy ten nadal delikatnie mnie całuje.
            - Za co? - pyta równie cicho. Muska moje usta.
            - Za...wieczór..
            - A ja dziękuję za tę przyjemność posmakowania twoich ust. Chciałbym całować je codziennie.
            - Przeczysz sam sobie..- nie udaje mi się ukryć żalu.
            - Nie. Po prostu nie zrobię czegoś czego możesz żałować.
            - Będę szła.
            - To będzie jakieś 50 kilometrów. Pewna jesteś? - kładzie dłonie na moich biodrach.
            - Piłeś, wezmę taksówkę. - odszukuje czegokolwiek w jego twarzy.
            Patrzy na mnie z podziwem i uśmiechem. Zahacza o krawędź mojej sukienki i wzdycha.
            - Zostaniesz. Tutaj. Na noc. Chodź maleńka - kładzie dłoń na moich plecach i prowadzi na górę.
            Biorę głęboki oddech i kieruje się tam gdzie mi pokazuje. To przytulna sypialnia z drewnianym łóżkiem i widokiem na jezioro.
            - Jak ładnie..
            - Będziesz spać ze mną - szepcze mi do ucha.
~*~
Przepraszam, przepraszam, przepraszam i jeszcze raz najmocniej przepraszam.... Dlaczego? Ponieważ nie powiedziałam o małej, ale bardzo istotnej rzeczy mianowicie... Rozdziały które teraz dodaję są napisane jeszcze przez Skyfallgirl, z czasem, a będzie on trwał krótko zacznę dodawać prace mojego wykonania... Jeszcze raz przepraszam za ten błąd.
A tak przy okazji ciekawa jestem czy zauważycie zmianę pisania? Głupie pytanie, na pewno zobaczycie....

czwartek, 11 września 2014

Rozdział 6

            Czwartkowy poranek zaczyna się bardzo miło. Siedzę zaspana na łóżku i przecierając oczy, wpatruję się w telefon z wiadomością.

Nadawca: Matthew White.
Adresat: Rosemary Claire Travolt
Temat : Spotkanie oraz miłego dnia.

Mam nadzieję, że nie zapomniałaś Rosemary. To dla mnie ważne jak nie liczne sprawny nie związane z firmą.
Miłego dnia panno Travolt : )
Matthew White, prezes World White Corporation.

Przecieram oczy i analizuje wiadomość kilka razy.

Nadawca: Rosemary Clare Travolt
Adresat: Matthew White
Temat: Czekam na 16

Nie posądzałabym pana o emotikony. Pamiętam o naszym dzisiejszym spotkaniu. Dziękuje za miłe słowa i życzę tego samego.

Już chwilę słyszę plum - plum.

Nadawca: Matthew White.
Adresat: Rosemary Clare Travolt
Temat: A jednak

Lubię zaskakiwać. Jestem Matthew.

            Śmieje się na głos. Leniwie wstaje z łóżka i kieruje się do kuchni.
            - Cześć - Alice już ubrana lata po pomieszczeniu.
            Właśnie robi śniadanie. Ma na sobie legginsy i błękitną koszulę. Nie jej...
            - Czeeeeść,..- ziewam. - Śpi jeszcze?
            - Co, kto, ja nie wiem - torebka herbaty wypada z jej rąk. Później się śmieje.
            - Właściciel "twojej" koszuli mała - dokuczam jej.
            - Śpi - całuje mój policzek.
            - Alice ty rozpustnico.
            - Ojej - Rumieni się i sięga po filiżanki. - Chcesz kawy?
            - Chce. - to na prawdę znaczy coś jeśli ta dziewczyna się rumieni.
            Myślę, że musiała się zakochać. Zresztą Niall nie wygląda na mężczyznę, który wybiera sobie kobiety na jeden raz do łóżka. Jest ułożony i kulturalny. A poza tym...kochany.
Dołącza do nas 15 minut później.
            Jest rozespany co potęguje jego urok. Całuje mnie w policzek, a swoją dziewczynę w usta.
            - Fajna koszula skarbie. Mamy podobne gusta - uśmiecha się do niej, a w oczach tańczą iskierki radości.
            - Jesteście słodcy. – kwituje.
            - Dzięki - odpowiadają równo ze śmiechem.
            Blondyn pomaga Alice zrobić śniadanie i siadamy do stołu. Przy posiłku panuje wesoła atmosfera. Dopiero, gdy Alice znika w łazience, Niall patrzy na mnie uważnie.
            - Coś nie tak?- pytam nieśmiało.
            - Nie, nie - zaprzecza od razu. Opiera rękę o krzesło stojące obok. - Mój brat dawno nie mi stałej kobiety. Myślę, że gustuje w takich dziewczynach jak ty.
            - Nie znam go na tyle, ale ośmielę się nie zgodzić.
            - Uwierz mi, że tak Rosemary. Blondynki o niebieskich oczach.
            - Jest ich pełno..
            - Chodzi też o charakter. Matthew jest...Hm jedyny w swoim rodzaju - dodaje i patrzy na zegarek.
            - Jak i ty - wraca brunetka i wręcz brutalnie wpycha się na jego kolana.
            Całuje ją w policzek i posyła mi jeszcze jeden uśmiech. Tym razem Alice pożyczyła moją białą sukienkę.
            Wychodzą godzinę później a ja zostaje. Siadam przed telewizorem i przełączam kanały.
            Staram się wyłączyć myślenie. Zdecydowanie muszę mieć zajęcie
Może coś narysuję?
            Sięgam po kartki pod stolikiem i długopis na nich. Zastanawiam się jaki dom ma Matthew White. Duży? Mały? Willa? Rezydencja?
            Przelewam swoje wyobrażenia na papier. Czas mija. Sekunda za sekundą, minuta za minutą. Kiedy patrzę na zegarek jestem przerażona. 15.30. Porażka! Wstaje jak poparzona i biegnę do łazienki.
            Przecież musze się wyszykować. On tu zaraz będzie. Na pewno punktualnie.
Długo nie mogłam się zdecydować. W końcu wyciągnęłam szary kombinezon. To spodnie wraz z bluzką bez ramiączek, połączona w całość. Przeglądam się w lustrze delikatnie nakładając róż na policzki.
            Równo z odłożeniem błyszczyka słyszę dzwonek do drzwi. Idę otworzyć.
            Matthew stoi ubrany w spodnie od garnituru, biały podkoszulek i szarą marynarkę. Uśmiecha się do mnie.
            Uśmiecham się na jego widok i wpuszczam do środka.
            - Dzień dobry Rosemary.
            - Punktualnie..
            - Ja… Zazwyczaj się nie spóźniam - całuje delikatnie moją dłoń.
            Wstrzymuje oddech patrząc uważnie na jego twarz. Spogląda na mnie dalej z uśmiechem.
            - Wiec?- pytam jak ostatnia idiotka.
            - Więc idziemy. Pięknie wyglądasz. jak zawsze zresztą.
            Biorę torebkę i wychodzimy. Otwiera mi drzwi od auta i jedziemy. Od razu uderza mnie znany i tak uwielbiany przeze mnie zapach. Przez całą drogę obserwuje każdy jego ruch. Układ dłoni na kierownicy, napinanie się mięśni przy zmianie biegu. Wszystko. Jak można być tak idealnym? Zagryzam wargę. Mógłby mnie teraz wywieść w środek lasu a i tak bym nie zauważyła.
            - Włączyć radio? - pyta przerywając ciszę. Odwraca głowę w moją stronę. - Zapnij pas Rosemary.
            Robię to i poprawiam się w fotelu.
            - Lubię przestrzegać zasad.
            - To zrozumiałe.- kiwam głową.
            - I lubię gdy ktoś inny też je przestrzega.
            - Zapięłam.
            Na jego twarzy pojawia się uśmiech. Jest rozbawiony.
Dojeżdżamy pod drogą restauracje…POD DOM
            Mrugam oczami i siłą odwracam wzrok. Próbuję skupić się na wszystkim tylko nie na tym, aby znów zacząć mu się przyglądać. Wyjdę na wariatkę, a przecież dobra opinia jest ważna. Wzdycham cicho, gdy przyśpiesza. Auto mknie przez Tower Street. Mijamy budynki, ale nawet nie mogę im się przejrzeć. Prędkość jest duża. Och, on właśnie łamie przepisy. Jednak unika mandatu. Facet ma szczęście. Mnie zapewne by zatrzymali. Ale najpierw musiałabym umieć tak jeździć.
            Czarny mercedes z gracją zatrzymuje się przed wysoką, metalową bramą. Jest dokładnie dopasowana do ogrodzenia, które również robi wrażenie. Matthew stuka palcami o kierownicę, a mosiężna brama otwiera się. W budce przy wejściu stoi budka. Specjalnie dla ochroniarzy - wnioskuję z tabliczki Security.
            Mężczyzna kiwa głową i przyśpiesza podjeżdżając pod garaż zbudowany obok okazałej rezydencji. Jeśli mieszka w niej sam, ma bardzo dużo miejsca.
            Wysiada z samochodu i otwiera mi drzwiczki. Gdy oszołomiona wysiadam, jego silne ramię obejmuje mnie w talii. Jestem prowadzona do wejścia głównego. Okna są bardzo wysokie. Sięgają piętra. Przed domem są baseny, a raczej jeziorka z tak błękitną wodą jak na zdjęciu po przerobieniu.
            - Piękne..
            - Zapraszam do środka.
            Wchodzę przed nim do środka i ledwo utrzymuje się na nogach.
Kolana same się uginają, gdy widzę wnętrza. Stoję w holu podziwiając schody, które zaczynają się z prawej strony, robią półkowe i kończą z lewej. Pomiędzy nimi na dole stoi fortepian.
            Pokazuje mi wnętrze oprowadzając. Kuchnia. O mój Boże. Wielka. Ogromna. Jasne drewno i szklane szafki. Wszystko komponuje się z granatowymi ścianami.
Nawet gotowanie było by tu dużo lepsze.
            Jest też pół wyspa i stolik barowy. Stoją przy nich wysokie krzesła.
Podchodzę do jednego z nich i przejeżdżam palcami po blacie
            - Podoba ci się tu? - powoli podchodzi do mnie z ręką w kieszeni spodni.
            - Jak ze snu ..
            - Chcę, żebyś zaprojektowała mi sypialnię. Wymarzoną według ciebie - pochyla się Odgarniając kosmyk moich włosów. Odcina mi oddech gdy jest tak blisko. To jak wyobrażenie raju.
            Tyle razy dawał mi do zrozumienia, że mam się trzymać z daleka. A teraz mnie dotyka. Przełykam gule w gardle i staram się napełnić płuca powietrzem.
            - Napijesz się czegoś, zanim pójdziemy dalej? -pyta łagodnym głosem.
            - Poproszę..
            - A co byś chciała, panno Travolt? Wino? Woda? Sok? - sugeruje przechodząc na wyspę.
            - Wi.. wodę.
            - Jaką wodę? - patrzy na mnie jeżdżąc palcami po krawędziach szklanki.
            - Niegazowaną..- mruczę.
            Odwraca się i wyciąga z lodówki dzbanek z wodą. Słyszę szum, gdy nalewa ją do szklanki.
            - Dziękuję - biorę ją od niego.
            - Chodźmy dalej - obejmuje mnie w pasie i wychodzimy podwójnymi drzwiami.
            W końcu dochodzimy do pomieszczenia, o którym była mowa.
Pokój jest bardzo duży. Okno jest ogromne aż od parteru. Pod ścianą stoi łóżko z wysokim zagłówkiem , a naprzeciwko komoda. Na niej srebrny wazon.
            - Ładnie
            - Pusto. Zmienisz tu coś? - czuję jego wzrok na swoim profilu.
            - Zaproponuje parę rzeczy w najbliższym czasie. Pasuje?
            - Nie spieszy mi się - rysuje palcami kółka na moim biodrze.
            Tak bardzo upaja mnie jego bliskość.
            Uśmiecha się do mnie. Prowadzi mnie do bardzo dużej garderoby. Jest dwa razy większa niż mój pokoju.
            Poza tym ten dom w ogóle jest bardzo duży.
            - Można się tu zgubić.
            - Mam windę. Nie widziałaś jeszcze drugiego skrzydła.
            - Jeśli to nie problem. Nie chce zabierać czasu..
            - Nie. Ale to ty masz dziś trening.
            - Och.. no tak - kompletnie o tym zapomniałam.
            - Odwiozę cię.
            - Do domu.
            - Tak. Później na trening. A później chciałbym, żebyś zjadła ze mną kolacje.
            - Słucham?- musiałam się przesłyszeć.

wtorek, 9 września 2014

WAŻNE

No więc tak... Nie wiem za bardzo od czego zacząć, ale jakoś w końcu muszę.
Blog, który pisała Skyfallgirl teraz ja ( Happily ) będę kontynuować. Powód? Za mało czasu. Chciałabym, aby nie była to historia, która skończy się po 10 rozdziałach. Ale to zależy od Was. Ostrzegam, że nie piszę aż tak dobrze jak Skyfallgirl, ale postaram się zastąpić ją jak najlepiej umiem. Zachęcam do czytania i komentowania, ponieważ wiem, że mój wysiłek dla Was nie idzie na marne... :D