wtorek, 7 października 2014

Rozdział 10

            Próbuję przedostać się do pokoju wręcz bezszelestnie. Chyba słuchawki i muzyka będą dziś potrzebne. Jeszcze to trzeszczące łóżko...
            Po długich staraniach udaje mi się zasnąć. Sobota mija tak szybko, że nawet się nie orientuję. Na uczelni jest dużo roboty, a w domu uczę się do egzaminu na następny dzień. Nie jestem w stanie zająć myśli innymi sprawami. Z mokrym włosami siedzę na fotelu w salonie i czytam notatki.
            - Hej, mam ważne pytanie droga panno - do pomieszczenia wchodzi Alice.
            Brunetka siada na podłodze przede mną. Patrzy na mnie wielkimi oczami, bardzo ciekawymi.
            - Gdzie byłaś w nocy z czwartku na piątek?
            - Nic nie powiem bez mojego adwokata.
            - Rozumiem, że mam dzwonić po Nialla - dźga mnie palcem w kolano i zakłada ręce na klatkę. - Mów.
            - Byłam u niego..- szepcze.
            - U niego? - jej oczy powiększają się. - Żartujesz...
            Zagryzam wargę i delikatnie się uśmiecham. Przyjaciółka zakrywa usta ręką. Widzę, że się domyśla. Jest zszokowana. Ja jeszcze tez.
            - Nie jesteś juz...blond niewiastą? - mruga oczami.
            - Alice!
            - No co? - pyta głupio. - Opowiadaj. Jak było?
            - Świetnie. Było idealnie.
            - Może coś więcej? - popędza mnie ręką.
            - Ymm.. nie był do końca przekonany.
            - Przejęłaś inicjatywę? Nie wierzę!
            - Prosiłam go.
            - Och...Czyli jesteś z Matthew White' em?
            - Ja.. nie byłabym pewna.
            Chyba taka jest prawda. Nie wiem co dokładnie między nami jest. Nie określiliśmy się.
            - To znaczy?
            - Nie wiem. Po prostu nie wiem.
            - No dobra. Mam nadzieje, że będziecie razem. Wyglądacie tak słodko... - rozczula się.
            - Bez przesady..
            - Nie przesadzam. gdyby nie Niall to powiedziałabym, że zazdroszczę.
            - Tak. To chyba u nich rodzinne. To coś.
            - To coś - chichocze. - Zrobię nam kolację - podnosi się i znika w kuchni.
            Wracam wzrokiem do notatek i wszystko powtarzam. Przerywa mi przyjaciółka, z którą jem tosty. Nie rozmawiamy, bo skupiamy uwagę na filmie lecącym w telewizji. Później udaję się do siebie. Opadam na łóżko i sięgam po telefon. O mam wiadomość SMS. Od Matthew. Tylko skąd ja mam jego numer...Może mi wbił. No dobra, nie ważne. Czytam treść. "Powodzenia na jutrzejszym egzaminie skarbie".
            To takie kochane. Uśmiech gości na mojej twarzy a setce robi fikołka. Od razu odpisuje.  "Dzięki. To miłe, że pamiętasz. "
            Zaraz, czy ja mu w ogóle o tym mówiłam? - dociera do mnie. Chyba nie. Nie przypominam sobie. "Znam cały twój terminarz studencki Rosemary. Wybacz, jeśli pomyślisz ze naruszam twoją prywatność. " Dostaję odpowiedź.
            Podnoszę zdumiona brwi. Postanawiam nie odpisywać. Odkładam telefon na półkę i kładę się. Zdecydowanie lepiej jest zasypiać przy nim niż samemu. Ale jakoś odpływam.
            Stres bierze mnie dopiero rano. No tak. Egzamin. Nic fajnego. Siedzę przy stole i siłą wpycham w siebie kanapkę. Wolę coś zjeść niż zemdleć z głodu.
            - Alice idź tam za mnie..
            - Przecież ja też mam egzamin głupku - szturcha mnie i wyjada jogurt z kubeczka.
            - Nie dam rady.
            - Jasne, że dasz - zapewnia mnie..
            - Nie możesz tego wiedzieć.
            - Zawsze się denerwujesz przed testami, a potem i tak zdajesz bardzo dobrze - wzrusza ramionami i podnosi się.
            Kręcę głową. Ja swoje wiem. Obawiam się tego egzaminu jak każdego innego. Mam jednak nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.
            Po paru minutach przyjeżdża po nas Niall i odwozi każdą. Na drżących nogach wchodzę na uczelnie. Strasznie się denerwuje. Wchodzę do auli, gdy jest moja kolej
            Wykładowca zadaje pytania. Jedno po drugim. A ja powoli, lecz odpowiadam. Po prostu muszę się skupić. To wszystko trwa dwie godziny, aż wreszcie wychodzę i wpadam na twardy tors. Mój mózg dopiero po chwili rejestruje i rozpoznaje znajomą twarz.
Matthew unosi dłonie i kładzie je na moje ramiona.
            - Jak poszło panno Travolt?
            - Co ty tu robisz? - patrzę na niego.
            - Miałem spotkanie z dyrekcją. Za chwilę muszę jechać do firmy, ale czekałem na ciebie. Wszystko dobrze?
            - Tak, tak. - staje prosto i posyłam mu uśmiech.
            - Cieszę się. Chodź, odwiozę cię Rosemary.
            - Na pewno nie spieszysz się do firmy?
            - Zdążę cię odwieźć. Moja firma nie jest na odludziu - słyszę jego śmiech, gdy za mną idzie. Otwiera mi drzwi wejściowe.
            Opuszczamy budynek i zajmujemy miejsca w jego samochodzie. Mężczyzna rusza manewrując by wyjechać z parkingu.
            - Co będziesz dziś robić? - pyta uśmiechając się do mnie. Chyba ma dobry humor. To dobrze, prawda?
            - Myślałam tylko egzaminie wiec nie mam nic zaplanowane - tłumacze.
            - Masz może ochotę na obejrzenie wyścigów? - dziwne jest to jego pytanie.
            - Ty będziesz się ścigał?- pytam niepewnie.
            - Tak - przytakuje i zgrabnie parkuje między Audi a starą skodą przed moim blokiem.
            - Wiec chyba mogłabym ci pokibicować..
            - Czyli mam ci nie dawać spokoju? - puszcza mi oczko i śmieje się.
            Uśmiecham się pod nosem zawstydzona. Tylko on tak na mnie działa. Umie spowodować, że myśli odpływają.
            - Dzięki - odzywam się i otwieram drzwi.
            - A nie jesteś ciekawa o której przyjadę? - Unosi brew.
            - Przyjedziesz o...- patrzę na niego z nadzieją.
            - O siedemnastej.
            - Dobra. To...do zobaczenia.
            Pochyla się w moją stronę i składa pocałunek na moich spierzchniętych wargach. Odsuwa się z uśmiechem.
            - Do zobaczenia Panno Travolt.
            - Tak..- zamykam zadowolona drzwi i idę.
            Nie dość, że zdałam to jeszcze mnie zaprosił. I znowu mogłam poczuć jego usta.
Uśmiecham się i wchodzę do klatki. Szybko pokonuję schody.
            - Cześć - wpadam do mieszkania.
            - Cześć. Ja już dawno po, a ty tak długo - Słyszę Alice z kuchni
            - I jak?- dosłownie w podskokach do niej dopadam.
            - Zdałam. Ty chyba też, bo jesteś ucieszona - lustruje mnie wzrokiem.
            - Tak, udało się.
            - To super. Jedzonko - wyciąga z piekarnika półmisek z zapiekanką ziemniaczaną.
            - Alice..- przerywam cisze gdy jemy.
            - Wiedziałam, że chcesz mi coś powiedzieć - uśmiecha się szeroko.
            - Co u twojego brata?- nie wytrzymuje już.
            - Pytał o ciebie. Podobno nie odbierasz telefonów.
            - Pokłóciliśmy się.
            - Co znów zrobił?
            - Nieistotne..
            - Dlaczego?
            - Matthew zaprosił mnie dziś na wyścigi - zmieniam temat.
            - Na wyścigi? - patrzy na mnie zdziwiona.
            - Tak. Będzie brał udział.
            - Nieźle -Kiwa głową. Też bym nie pomyślała, że taki facet się ściga.
            - Idę się szykować. Pozdrów brata. - sprzątam po sobie.
            - Zadzwoń do niego.
            - Raczej nie.. wole nie - wyjaśniam.
            - Dobra, nie wnikam - unosi ręce do góry.
            Idę do siebie. Szykuje krótkie spodenki i kremową bluzkę. Wyciągam z szafki prostownice. Wkładam kabel do kontaktu i staję przed lustrem.
            Zaczynam prostować pasmo za pasmem. Musi być idealnie na spotkanie z idealnym facetem. Jestem gotowa o równej siedemnastej. Wyglądam przez okno i widzę jak opiera się o auto. Ma na sobie bojówki w kolorze khaki i koszulkę z 12 oraz logami sponsorów.
Poprawiam się jeszcze raz w lustrze i zbiegam na dół.
            Uśmiecha się do mnie. Szczerze.
            - Cześć - staje przed nim.
            - Cześć piękna.
            Mój uśmiech się poszerza i mocniej przyciskam do siebie swoją torbę. Obejmuje mnie ręką w talii i zdecydowanie przyciąga do siebie. Unoszę głowę, aby spoglądać w jego radosne oczy.

9 komentarzy: