czwartek, 13 listopada 2014

Rozdział 14

            - Świetnie...- ocieram łzy.
            Po chwili sam wsiada i przejeżdża przed bramę. Zamyka ją i ruszamy dalej w podróż. Nie jedziemy długo, a pośród drzew dostrzegam ogromny dom.
            Ciekawe co tu będziemy robić. Pewnie ...seks.
Zatrzymuje samochód pod wielkimi mahoniowymi drzwiami i wysiada. Pojawia się z drugiej strony i odpina mój pas.
            - Poradzę sobie - odpycham jego ręce i wysiadam.
            - Wiem, ale mam zły humor.
            - Uwierz mi. Ja mam gorsze. Mam ochotę w tej chwili cię zabić.
            - Nie zrobisz tego, panno Travolt - Uśmiecha się kpiąco i zamyka auto. Stoję z założonymi rękami, a mężczyzna jak widzę świetnie się bawi.
            - Pewny jesteś White? - rzucam przez zęby.
            - Grzeczniej! - Syczy i otwiera drzwi. Przepuszcza mnie po czym sam wchodzi i wstukuje kod zamykając drzwi.
            - Ładny dom. Bardzo ładny.
            Cały korytarz oświetlają małe diody porozrzucane po całym sklepieniu wielkiego domu. Na górę prowadzę również drewniane schody, zakończone półokrągłym łukiem.    Wygrawerowane są na nich piękne leśne zwierzątka. Potężny jeleń z sarną stykają się głowami a wokół nich bawi się gromadka koźlątek. Co za ironia. Nawet ładnie to wygląda, nie licząc okoliczności.
            Matthew prowadzi mnie na górę. W salonie stoi czerwona sofa i dwa fotele po dwóch jej stronach. Przed kanapą stoi niewielkich rozmiarów stolik wykonany z jasnego drewna, a za nim jest kominek. Ogromny telewizor usytuowany jest na przeciwległej ścianie.
            Całe pomieszczenie posiada jeszcze dwie komody i półkę z masą książek. Poukładane są... nie są poukładane, ale to daje właśnie wrażenia jeszcze bardziej przytulnego domku. Podoba mi się tutaj. Taki artystyczny nieład.
            Ściany mają kolor ciepłego jasnego brązu zmieszanego z naprawdę również ciepłym i trochę jaśniejszym żółtym. Gdzieniegdzie zamiast farby ścianę wyłożono panelami tego samego koloru.
            - Usiądź, rozgość się zaraz przyjdę... - mówi stanowczo i znika na schodach, których wcześniej nie zauważyłam.
            Ruszam od razu dalej. chcę się rozejrzeć. Ten dom naprawdę jest ładny i pewnie skrywa wiele tajemnic.
            Koło schodów dostrzegam ciemny korytarz. Niepewnie do niego zaglądam. Po drugiej stronie dostrzegam delikatne światło. Wchodzę głębiej i otacza mnie niepokój. Dosłownie... Wszędzie jest czarno bo ciemno tutaj nie pasuje. Obracam się ale nadal widzę salon więc to nie jest coś na przykładzie szafy z Narnii. Idę dalej. Podłoga skrzypi delikatnie pod moim ciężarem. Robi się coraz jaśniej i dostrzegam cały biały korytarz. Jest zrobiony ze szkoła. Czuję się jak w bańce mydlanej. Patrzę pod nogi i zamiast wykładziny pod stopami widzę.... właściwie to nic nie widzę. Stoję na szkle. Około... .5 metrów nad ściółką leśną? Z boku tak samo tylko, ze dostrzegam zarys drzew. Jest bardzo ciemno więc nic nie widać.
            Siadam na pupie. Jestem zszokowana. Taki piękny widok. Myślę, że nad ranem zapiera dech w piersiach.
            Po szoku, który przeżyłam idę dalej i napotykam całe mnóstwo drzwi. Otwieram jedne z nich a przynajmniej próbuję otworzyć ale są zamknięte. Nabieram dużo powietrza, opanowując zażenowanie. Cały czas ten dom jest zamknięty i jeszcze poszczególne pomieszczenia zamyka? A po jasną... nie dokończę? Słyszę tupot kroków więc szybko wracam do salonu.
            Zaczynam biec do kanapy. Szybko na niej siadam i zakładam nogę na nogę. Grzeczna jestem.
             - Rosemary? - słyszę ciche pytanie. - Przyniosłem Ci świeże ubranie. Przebierzesz się i zjesz kolację.
            - Dobrze - odpowiadam już spokojniej.
            - Chodź za mną. - podaje mi rękę i prowadzi na górę po tych samych schodach co zszedł
            - Skąd masz damskie ubrania?
            - To ubrania Eveline i Caroline. Kilka zawsze tutaj mają. - Mówi obojętnie. Prowadzi mnie do jeszcze większego korytarza, na którym jest jeszcze więcej drzwi. Przewracam oczami.
            Czuję się jak w zamku. Tutaj można się zgubić.
            Otwiera drzwi i przepuszcza mnie w nich. Moim oczom ukazuje się piękna sypialnia ze szklaną ścianą. Na środku stoi wielkie łóżko idealnie pościelone w niebieskich kolorach. Zbudowane jest z ciemnego drewna tak jak i szafki obok. W pokoju znajdują się drzwi prowadzące do łazienki. Tam też wchodzę.
            Zakluczam drzwi i głęboko oddycham. Chwila spokoju. Podchodzę do lustra. O Boże jak ja wyglądam. Potargana, rozmyta...
            Trzeba przyznać, że z wyjątkiem mnie wszystko tu do siebie pasuje. Co ja w ogóle tutaj robię. Nie powinnam się tu znaleźć... nigdy. W co ja się wplątałam. Rozwiązuje włosy i przeczesuję je palcami. Przebieram się i nieudolnie próbuję zmyć makijaż.
            Nie lubię siebie. Naprawdę nie uważam, że jestem ładna. Zwykła, pospolita blondynka.
            Łazienka w dobrym guście.... Boże, co aj wygaduję? W bardzo dobrym! Stoję w niebieskim pomieszczeniu z czarnymi płytkami. Z wanną i prysznicem... umywalką. Normalna łazienka, ale jednak ma to coś... Nie chcę stąd wychodzić. Czy ja mogę tu zostać? W tej samej chwili słyszę pukanie.
            - Rose? - pytanie Matthew jest odpowiedzią.
            - Idę - mówię i popycham drzwi,
            Staję naprzeciwko mężczyzny i patrzę mu prosto w oczy.
            - Idę, spać. Nie jestem głodna.
            - Musisz jeść - nie czekając na moją odpowiedz prowadzi znów do salonu i przechodzi przez kolejne drzwi. Znajduję się w kuchni, gdzie czeka podana kolacja.
            Nie chcę jeść. Naprawdę robię to na silę.
Matthew patrzy na mnie jak niechętnie jem i jego mina staje się coraz bardziej sroga.
            - To ja jem, nie ty - mówię.
            - Ja już zjadłem.
            - I na zdrowie. - burczę znów zła.
            Wstaje gwałtownie i przesuwa moje krzesło tak że siedzę na nim ale przede mną jest wściekły mężczyzna.
            - Robię to dla ciebie, panno Travolt! - krzyczy. - Jesteś dla mnie ważna, więc nie zachowuj się tak jakbym ci wielką krzywdę robił!
            - Nie jestem -odpowiadam drżącym głosem. - Bawisz się mną.
            - Nie! - Wrzeszczy i staje do mnie tyłem łapiąc się za głowę. - Nie mów tak. Wcale tak nie robię.
            Nie odpowiadam. Milczę patrząc w podłogę. Odwraca się i kuca przy moich kolanach. Patrzę na mężczyznę. To taki przygnębiający obraz. Ma zaciśnięte usta w wąską linię i skupiony wzrok.
            - Naprawdę tak to odczuwasz? - pyta cicho.
            - Sam mówiłeś o uległych...
            - Ale nią nie będziesz... - Szepcze i delikatnie bierze moją rękę.
            - Na pewno?
            - Tak... - Całuje moją rękę i odkłada na poprzednie miejsce. Wstaje i wychodzi z pomieszczenia, a ja zostaję na krześle bojąc się poruszyć.
            Patrzę na swoje paznokcie. Jest taki...Najpierw mi groził. Teraz jest kochany. Idę za nim, ale jak ja go znajdę to nie wiem.
            - Matt!
            Oprócz echa nic nie słyszę. Biegnę po schodach do tej samej sypialni co byłam wcześniej. Słyszę cichy szum wody w łazience.
            Siadam na łóżku. Poczekam na niego.
Ściany w tym pomieszczeniu są tego samego kolory co pościel czyli ciemnoniebieskie wręcz granatowe. Światło daję tylko przyciemniane kinkiety wiszące po dwa na każdej ścianie. Nie ma żyrandola, co mnie bardzo dziwi, ale z drugiej strony cieszy. Zawsze bałam się Jego cienia w nocy. Chyba nie mogę się zapędzać jeszcze nie wiem gdzie będę spać.
            Mam nadzieję, że nie będzie się gniewać.
            W pokoju oprócz wody słyszę też tykanie zegara... Widzę jak drzwi się otwierają. Wstaję z łóżka i podchodzę do bruneta. Obejmuje jego kark.
            Z włosów kapie mu woda, ale to mi najmniej teraz przeszkadza. Patrzy na mnie zdziwiony, ale bez większego zastanowienia kładzie ręce na moich biodrach.
            - Nie kłóćmy się Matthew - szepczę tuż przy jego ustach.
            - Nie mam takiego zamiaru - również szepcze i delikatnie łączy nasz wargi.
            Przymykam oczy i powoli oddaję pocałunek. Toczymy walkę. Przyciąga mnie mocniej do siebie i głaszcze policzek.
            Tak dobrze mieć jego prawdziwego. Gdy nie jest między nami źle.
            - Rosemary....
            - Tak? - patrzę w podłogę. Blond włosy opadają na moje policzki.
            - Proszę połóżmy się spać - mówi podnosząc mój podbródek i patrząc mi prosto w oczy.
            - Tak. Chodźmy spać - odpowiadam wpatrzona w jego anielską twarz.
            Zdejmuje moje nadgarstki ze swojego karku i prowadzi do łóżka. Kładziemy się i przykrywa nas kołdrą.
            Ostrożnie przytulam się do jego nagiego torsu. Zamykam oczy.
Słucham bicia jego serca i co chwila obserwuję jak jego klatka równomiernie się unosi i opada. Po krótkim czasie zasypiam.

13 komentarzy:

  1. O nie! A zapowiadała się ostra scenka. :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Boskieczekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział !
    Czekam na nn!
    Jesteś niesamowita !
    Życzę weny !
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział ! Jestem ciekawa co dalej będzie, robi się coraz ciekawiej :)
    Do następnego - @zosia_official ^.^

    OdpowiedzUsuń
  5. z niecierpliwością czekałam na ten rozdział! omg czy ty zawsze musisz tak się znęcać i kończyć w takich momentach? *.*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jedna z najlepszych historii jakie kiedykolwiek czytałam. Pozdrawiam i życzę dużo weny. <3*______* ❤@Maliczeg ♡

    OdpowiedzUsuń
  7. Do samego rozdziału to fajny, ładnie i płynnie napisany ;)xx
    Cieszę się, że nadal piszesz ten blog, kłamałabym, jakbym niepowiedziała, że to jeden z moich ulubionych blogów.
    Pisz dalej, wene miej i żyj spokojnie ;))
    Kisses xxx

    OdpowiedzUsuń
  8. BARDZO FAJNIE, BARDZO FAJNIE! XD
    KOŃCÓWKA TRZYMA W NAPIĘCIU, NIE MA CO! XD
    ;)@Loola:D♥♥♡^.^

    OdpowiedzUsuń
  9. KOCHAM! KOCHAM ! I JESZCZE RAZ KOCHAM ! ♥ Jak dla mnie jeden z najlepszych blogów jakie czytałam ! Kiedy kolejny rodzial ?! ♥♡

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochamm to opowiadanie i czekam na dalszą akcje❤ jejuuuu pisz bo nie mogę sie doczekać��

    OdpowiedzUsuń