niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 3

- Tak! - słyszę pisk przyjaciółki. Leżę na czerwonej kołdrze i wpatruję się w ekran laptopa. Mam na siebie tylko dres, ponieważ przed chwilą brałam prysznic.
- Stawiasz mi cały wieczór po swoim powrocie.
- Dla ciebie wszystko. Bardzo ci dziękuję. Nie sądziłam, że mi się uda a tu taka niespodzianka. I co? Jaki on jest? - brunetka z uśmiechem siada na krześle.
- Jest..- zastanawiam się jak go określić. - ..bardzo elegancki, kulturalny i absurdalnie przystojny.
Tak. To jest prawda. Matthew White jest nieziemsko przystojny oraz zupełnie nie osiągalny. Przynajmniej nie dla mnie.
- Chciałabym go zobaczyć. Zdjęcia w internecie to nie to samo. Poza tym nie ma ich tak wiele.
- Wydaje się być osobą lubiącą prywatność - bycie tajemniczym.
- Z pewnością. Poza tym to najbogatszy facet w Anglii. Zaraz po monarchii.
- Mów teraz jak u ciebie. - ściągam szelki od stanika zerkając na przyjaciółkę oczekując odpowiedzi.
Ta uśmiecha się niewinnie. Och musiało się dziać.
- Poznałam pana prawnika. Nie powiedział mi tylko jak ma na nazwisko. Jest szalenie przystojny. A nawet słodki.
- Pan prawnik?- powstrzymuje śmiech.
- Cicho! Jestem tu trzy dni i po prostu szaleje.
- Chce więcej o panu prawniku.
Rumieni się. Ona zawstydzona? Niespotykane. Zawsze jest bezpośrednia.
- Jest blondynem o niebieskich oczach z irlandzkim akcentem.
- Blondyn- zawsze miała do nich słabość. - A rozmawiałaś z braciszkiem?
- Rozmawiałam. Właśnie, wpadnie do ciebie.
- Kiedy?- marszczę brwi. Jak zwykle o niczym nie wiem.
- Jutro. Christian wspominał o kinie. Nie chciałam, żebyś się nudziła - tłumaczy.
- Jaka ty jesteś dobra.
- No przecież go lubisz - śmieje się niewinnie.
- Jego? To najlepszy facet na Ziemi – mówię zgodnie z prawdą.
- No widzisz – uśmiecha się. Jest szczęśliwa. To da się wyczuć na tak dużą odległość jaka nas dzieli. A dzieli nas dużo kilometrów. Och, jak się cieszę.
- Dobra, mała. Muszę kończyć – poprawiam się na łóżku cmokając ustami.
- Ja też. Idę z Niallem zwiedzać Mediolan – śmieje się. Jeszcze mi macha, a po chwili połączenie zostaje przerwane.
Wstaję z łóżka i idę do łazienki. Prawnik z Mediolanu. No ciekawie. Ona i romanse to norma. Co tydzień miewa inną miłość swojego życia. No ale to jest Alice. Ją serce nie boli. Myje żeby i naciągam na siebie piżamę.
~*~
Christian siedzi przy stoliku w kuchni i pije kawę, gdy ja próbuję się ogarnąć. Brunet śmieje się co chwila ze mnie, ponieważ biegam z pokoju do pokoju. To najlepszy przyjaciel na świecie. Uwielbiam go i ufam mu. Biorę do ust kanapkę i przytrzymuje ręką stanik z przodu.
- Zapnij.
- Z przyjemnością. – mówi niebieskooki nadal rozbawiony. Spełnia moją prośbę.
Christian jest bardzo podobny do swojej siostry z charakteru. Bo wyglądem bardzo się różnią.
- Dziękuje – Znów uciekam do sypialni gdzie kończę się ubierać.
Mam na sobie sukienkę w kwiatki, a włosy rozpuszczone. Wcześniej pomalowałam się delikatnie.
- Gotowa.
Chłopak podnosi się i bierze mnie za rękę. To normalne. Zawsze mnie tak traktuje. Nie jest to dla mnie nic specjalnego. To takie nasze.
Idziemy spacerem. Jest ładna pogoda.
- Jak spotkanie z szefem mojej siostry?
- Dobrze. Udało się.
- Zawsze w was wierzyłem – uśmiecha się.
- To jej zasługa.
- Zależało jej, ale tez się przyczyniłaś. W sumie to nie lubię tego gościa – mamrocze pod nosem.
Poprawia na swoim nosie czarne Ray bany. Ubrany jest w granatowe ciemne spodnie i biały tshirt.
- Dlaczego?
Wzrusza ramionami patrząc przed siebie. Czasem p prostu go nie rozumiem. Mamy wspólne zainteresowania prócz sportu, ale nasze poglądy zdarzają się różnić. Christian jest piłkarzem dobrego klubu pierwszoligowego w Anglii.
- Uważam, że to arogant. Ma wszystko. – Podejmuje temat.
- Nie znam go, więc nie chcę oceniać.
- Ja tez go nie znam. Ale to taki Pan i Władca. Dobrze, nie ważne – Wsuwa w dłonie w kieszenie.
- Chodźmy do tego kina, później mam trening.
- Dobra. – zatrzymuje się.
Chwilę później nie czuję gruntu pod nogami i zostaję przerzucona przez jego ramię.
- Mój tyłek… - próbuję obciągnąć sukienkę.
- W bardzo ładnych białych majtkach. – chichocze przytrzymując mnie. Och ten Tomilson.
Wywracam oczami. Poznaliśmy się oczywiście przez Alice. Kiedyś na imprezie zorganizowanej w jej rodzinnym domu, spotkaliśmy się. Jest starszy o sześć lat, ale to nie ważne.
W kinie lądujemy na jakiejś nowej komedii. Często razem wychodzimy. Wraz z Alice. Albo jakieś koncerty, albo spacery, mecze oraz pokazy. Rzadko na imprezy, bo ich nie lubię. Wolę siedzieć w domu, chociażby przy książce czy pracy. Poza tym to SA moi jedyni przyjaciele.
- Spóźnię się przez ciebie. – biegnę przepychając się przez tłoczne ulice.
- Szybciej, szybciej! Tylko się nie przewróć! – słyszę daleko za sobą.
- Zabiję cię!
- Pa Rose! – jeszcze się śmieje.
Przyśpieszam poprawiając torbę na ramieniu. Wpadam do pustej już szatni. Dziewczyny na pewno już się rozgrzewają. W pośpiechu rozpinam sukienkę i zsuwam ja ze swojego ciała. Wyciągam koszulkę oraz spodenki. Dosłownie naciągam na siebie obcisły strój i opuszczam pomieszczenie.
- Spóźnienie Travolt. Cztery kółka – trener podnosi na mnie wzrok.
To wysoki mężczyzna w średnim wiek. Kiedyś grał w kadrze Ameryki, bo stamtąd pochodzi.
Kiwam głową i zaczynam. Następnie dołączam do reszty.
Dzisiaj czwartek, wiec nie pracuję. Mam wolne, bo wtedy w księgarni jest moja zmienniczka. Mogłam pozwolić sobie na wyjście do kina, ale niestety się spóźniłam.
Jestem w parze z Caroline. Trenuję przyjmowanie. W szatni okazuje się, że jej siostra zrobiła sobie kolejny tatuaż. Krople deszcze jak wyjaśniła świetnie zdobią jej ciało. Eveline jest bardziej odważna. Tak uważam. Taka… buntowniczka. Caro bardzo delikatna i elegancka.
- Bardzo ładne – mówię.
- Dziękuję – odpowiada mi Eve.
- Nie boisz się, że będziesz kiedyś żałować? – Pytam gdy wychodzimy.
Brunetka o wiele wyższa ode mnie w koturnach kręci głową.
- Nie sądzę. Przypominają mi o wspomnieniach. Są ważne. Rozumiesz? - posyła mi uśmiech, a później szuka czegoś w torebce.
            - Staram się.
            - Ale wiem, że nie każdemu się nie podobają. Spokojnie. Caro, patrz Matt przyjechał - wsuwa do ust gumę do życia i wyciąga w moją stronę paczkę. - Chcesz?
            - Nie, dzięki - dostrzegam znajomego mężczyznę opierającego się o maskę auta niedaleko nas.
            Garnitur jest tym razem bardziej granatowy, ale jak zdjęty z wystawy. On się nigdy nie gniecie? Caroline podbiega do bruneta i daje mu całusa w policzek. Eveline wciąż idzie obok mnie.
- Może cię podwieziemy? Ten jego mercedes jest spory.
 - Znasz go? To znaczy skąd?- pytam cicho.
- Jego? - śmieje się. - To nasz brat. Niestety.
- Wrócisz na pieszo za chwile - słyszymy.
- Nie miałam pojęcia - jestem w szoku.
- Dobry wieczór panno Travolt - otwiera drzwi siostrą.
- Dobry wieczór. - odpowiadam. Staram się nie wyglądać jak idiotka.
Chociaż to jest trochę trudne. Luksusowy mercedes, aż błyszczy. Jest nowiutki. Chyba tak. Mężczyzna spogląda na mnie.
- Odwieźć cię Rosemary? - po raz pierwszy tak powiedział.
- Nie chce sprawiać kłopotu. - przy nim nie da się nie być skrępowanym.
- To żaden kłopot. Jedziemy w tę samą stronę - Mruży oczy. Skąd wie gdzie mieszkam? Ale ma rację. Ten sam kierunek.
Dziewczyny ani na chwile nie dają spokoju bratu. Buzie im się nie zamykają.
- Chodź, chodź – Eve ciągnie mnie za rękę. Obie siostry siedzą z tyłu, a ja obok Matthew. W samochodzie pachnie świeżością i drogimi perfumami mężczyzny.
Mam wrażenie, że moje nieostrożne oddychanie może coś tu zniszczyć.
- Skąd znasz Rose? – Pyta ciekawa Caroline.
Poprawia się na siedzeniu i układa dłonie na ramionach brata. Siedzi akurat za nim, więc nie ma z tym problemu. Matthew zerka na nią w lusterku, a potem zmienia bieg.
- Miałem przyjemność się z nią spotkać.
- Kiedy?- tym razem Eveline.
- Kilka dni temu. Rosemary była w sprawie swojej przyjaciółki.
- Byłeś miły?
- Unosi brew, patrząc na nią, gdy stoimy na światłach.
- Wątpisz?
Dziewczyny patrzą po sobie i mówią równocześnie.
- Tak.
- Było bardzo miło - odzywam się czując się głupio.
Nie słyszę odpowiedzi od samego bruneta. Powtórnie układa dłonie na kierownicy i rusza. Jest bardzo opanowany, spokojny. Widać, że jazda autem to technika, którą umie bez zarzutu.
Płynnie parkuje przed moim domem. Biorę torbę spod nóg i kładę na kolanach.
- Dziękuje.
- Nie ma za co panno Travolt. - Wysiada z samochodu.
- Zawsze jest uprzejmy – szepcze Caroline, gdy niebieskooki mężczyzna otwiera drzwi z mojej strony. Podaje mi dłoń, pomagając wysiąść. Skupiam się na nogach by ich nie poplątać. Dziwnie miękną mi kolana. Cholera. Z jakiego powodu? Przełykam ślinę i przez ułamek minuty przymykam oczy.
- Wszystko dobrze, Rosemary? – znów zachrypnięty głos rozlega się przy moim uchu.
To cichy pomruk. Przez moje ciało przechodzą dreszcze, a ja nie jestem w stanie odpowiedzieć. Silne dłonie powstrzymują moje ramiona. Czuję, że nogi się uginają, a ja upadam. Gdy otwieram oczy jestem w ramionach Matthew.
- ..aszam.- przez suchość w gardle źle mi się mówi.
Robie się czerwona, co spowodowane jest moim aktualnym położeniem.
Moje barki tam wcześniej
Dość Nie komfortowo jest mdleć przed miliarderem oraz szefem mojej przyjaciółki. Mężczyzna trzyma mnie, a Caroline otwiera drzwi znalezionymi u mnie kluczami.
Zostaje wniesiona do środka. Ostrożnie sadza mnie na kanapie i upewnia się, że trzymam pion.
- Już dobrze? Już nie będziesz mdleć? - jego ton jest bardzo łagodny
- Tak mi głupio..
Kuca przy moich kolanach. W jego oczach widzę...troskę?
- Caroline, przynieś wody - nakazuje nie odrywając ode mnie wzroku.
Czuje w całej sobie jego obecność tak blisko mnie. Jak magnes, jak jakiś urok. To dziwne. Nie jestem przywiązana do niego w żaden sposób. Zupełnie nic nie powinno nas łączyć, a mimo wszystko obecność Matthew w moim mieszkaniu, w moim salonie jest upajająca.
Niepewnie odbieram szklankę od brunetki i przykładam do ust.
- Jeszcze takiej reakcji na mojego brata nie widziałam - słyszę gwizd Eveline.
- Nie.. to nie tak.. po pros...ale nie.- tłumacze się.
Dziewczyna śmieje się i kręci głową. 1-0 dla niej.
- Idźcie do auta. Za chwilę przyjdę - Matt odwraca głowę do drugiej strony tym samym przestając darzyć mnie ciepłym spojrzeniem.
Obie po chwili znikają za drzwiami.
- Na prawdę przepraszam.
- Tyle, że nie masz za co - odpowiada zabierając z mojej dłoni szklankę.
Stawia ją na drewniany, stary stolik obok kanapy. Również starej.
            - Nie powiem. Zaskoczyłaś mnie opadając w moje ramiona przy wysiadaniu z samochodu, ale jesteś nietypowa Rosemary. Z pewnością. Skoro wszystko dobrze, to nie będę ci przeszkadzał - podnosi się i prostuje, poprawiając marynarkę.
            - Dziękuję za...za pomoc.
            - Nie ma za co. Dobranoc panno Travolt.
            - Dobranoc. – odprowadzam go wzrokiem.

            Wychodzi z mieszkania cicho zamykając za sobą drzwi. O cholera.. Co ja narobiłam. Musze się ogarnąć. Co on sobie pomyślał... To była bardzo duża wpadka. Wielka. Chowam twarz w dłonie i biorę głęboki oddech. Robi na mnie zdecydowanie zbyt ogromne wrażenie.


~*~~~~~
Zostawiamy dużo komentarzy, bo jest to lepsza motywacja :* Kocham was aniołki i zapraszam na Scolded 

4 komentarze:

  1. Julia Tomlinson17 sierpnia 2014 02:53

    Zajebisty rozdział.Czy Matt zakocha się w Rosemary?Czekam na kolejny rozdział,oby był jak najszybciej.Do następnego:)

    OdpowiedzUsuń
  2. O boze czekam na nexta czekanie na ten rozdzial bylo menczarniom ale oplacalo sie prosze dodaj nexta szybciej niemoge sie doczekac co dalej bedzie z naszym tajemniczym Panem I wladcom hahahah sorki za bledy ale komentarz pisany z telefonu

    OdpowiedzUsuń